Awans na mianowanego
'Współczuję' - a tak, bo kompletując dokumenty czułam się, jakbym się szykowała co najmniej do obrony doktoratu na Sorbonie :/ |
Piszę na świeżo, choć w tym roku to się już raczej mało komu przyda.
Zacznijmy od dokumentów niezbędnych do wszczęcia postępowania egzaminacyjnego. Pierwszym z nich jest sprawozdanie za okres stażu. Do 31 maja trwa staż, więc sprawozdanie oficjalnie oddać można najwcześniej 1 czerwca. W praktyce to zależy, jaka jest dyrekcja. U nas można było dać wcześniej wersję do wglądu.
Moje miało 18 stron i wbrew panującej u nas modzie napisałam je zupełnie sama, choć powszechne w naszej szkole praktyki polegają na zebraniu kilku i zlepieniu w jedną całość, a czasem nawet wiernym trzymaniu się jednego sprawozdania z wcześniejszych lat. Nie lubię tak robić. Coś, z czego potem mam odpowiadać, wolę pisać zupełnie sama. Dopiero gdy go skończyłam, poprosiłam dobrą koleżankę o jej sprawozdanie - pisała rok wcześniej - żeby porównać. To pomogło mi dopisać jeszcze parę rzeczy, których zapomniałam.
Ja moje sprawozdanie pisałam wg pkt 7.1 i 7.2 ale słyszałam wersję, że się pisze tylko wg 7.2.
Składacie sprawozdanie - macie czas do końca czerwca - i wtedy pałeczkę teoretycznie przejmuje dyrekcja i opiekun stażu - moim opiekunem stażu była pani wice. Opiekun stażu pisze do dyrekcji projekt oceny waszego dorobku zawodowego za okres stażu. U mnie to ja pisałam projekt. Tutaj przyznam, że nie szczypałam się i zrobiłam kolaż z kilku ocen znalezionych w necie. To nie było moje zadanie, więc nie miałam żadnych skrupułów. Ocenę dałam sobie pozytywną ;)
Składacie projekt oceny - tzn. opiekun stażu składa u dyrekcji. Dyrektor zgadza się z projektem i pisze ocenę, która właściwie jest powtórzeniem słów projektu. Dostajecie jedną wersję dla siebie, druga powędruje do urzędu (chyba, bo właściwie nie wiem, gdzie jest moja wersja dla mnie).
Potem dyrekcja występuje do urzędu miasta i zgłasza nauczycieli przystępujących do egzaminu z danej placówki - u mnie tego roku jestem ja i jeszcze jedna koleżanka. Urząd przesyła do szkoły wzór wniosku o wszczęcie postępowania egzaminacyjnego. Choć spotkałam się też z sytuacjami, że trzeba sobie taki wniosek zorganizować samemu. Gdyby to było Waszym udziałem, rzućcie sobie okiem tutaj klik. Jeśli macie gotowy wzór wniosku, to są możliwe dwie drogi postępowania: 1) szkoła wypełnia za Was wniosek LUB 2) wypełniacie wniosek sami - i jak dobrze zgadujecie, ja tak robiłam.
Zaczynacie też kompletować dokumenty do złożenia do urzędu. Często zwane jest to teczką, ale nie ma nic wspólnego z jakimiś opasłymi tomiszczami pełnymi zdjęć, dyplomów i certyfikatów dokumentujących Wasze dokonania. To szczęśliwie się skończyło jakoś w 2007 r., czyli wtedy, kiedy prawdopodobnie nikt z osób, które będą się teraz lub w przyszłości mianować nie pracował jeszcze w szkole ;)
Do tej dokumentacji wkładacie (jest to też wyszczególnione we wniosku, który podlinkowałam wyżej):
- wniosek o wszczęcie postępowania egzaminacyjnego
- dokumenty poświadczające kwalifikacje
- poświadczenie nadania stopnia kontraktowego
- zaświadczenie o zatrudnieniu w okresie stażu wydane przez dyrektora
Co do tych dokumentów, wersji jest tyle, ile dyrekcji w naszym kraju. Moja twierdzi z całą mocą, że kopie dyplomów i kwalifikacji muszą być poświadczone notarialnie, ewentualnie za zgodność z oryginałem pieczątkę może przybić organ wydający te dokumenty. Ponieważ załączałam 3 dyplomy, a każdy zrobiony na innym wydziale uniwersytetu i jeszcze w różnych miastach i do tego jeszcze kurs kwalifikacyjny WOMu, to stwierdziłam, że szkoda mi czasu i kasy na dojazdy do dziekanatów, gdzie i tak pewnie o 15.00 gdybym mogła być na miejscu pocałowałabym klamkę, więc wybrałam notariusza. Za 3 dyplomy, jedno świadectwo kursu i suplement zapłaciłam 66zł z groszami. Nadanie kontrakowego potwierdził mi sekretariat w mojej szkole, bo cały czas pracuję w tym samym miejscu.
Słyszałam jednak też wersję, ze wystarczy pieczęć za zgodność z oryginałem, i że w każdej placówce jest co najmniej jedna osoba, która ma uprawnienia do przystawienia takiej pieczęci. Więc tak właściwie to nie wiem jak to ma być.
Co do zaświadczenia o zatrudnieniu, to powinien to wystawiać sekretariat, a podbić dyrekcja. Niestety u nas w szkole to ja musiałam sobie sama taki wniosek wyszukać w necie i uzupełnić. Pomogła mi koleżanka z grupy na FB, za co jej serdecznie dziękuję, bo nie jest to ot jakieś tam pisemko, tylko dokument najeżony paragrafami z KN i rozporządzeń i tego typu urzędową nowomową. Zawiera trochę danych no i sami z głowy go nie wyprodukujecie, a na necie wersji jest kilka i nie wiadomo, o jaką chodzi.Gdybyście mieli podobny problem, do not hesitate to contact me ;)
Dołączyłam też odpis aktu małżeństwa, choć właściwie nie wiem czemu, gdyż już kontraktowego zrobiłam pod swoim nazwiskiem małżeńskim. Podobno chodziło o to, że kwalifikacje są jeszcze wystawione na nazwisko panieńskie. Kolejny raz słyszałam multum wersji dotyczących podejścia do tej kwestii. Na przykład: że tylko mężatki, które zmieniły nazwisko na nazwisko męża dostarczają akt ślubu, a te co mają podwójne-dowód osobisty. A inne osoby w ogóle nie dostarczały nic, co by potwierdzało ich stan cywilny. Co kraj, to obyczaj.
Do moich dokumentów dołączyłam też z polecenia dyrekcji plan rozwoju, sprawozdanie i ocenę, i wszystko to od razu oddali mi z powrotem w urzędzie podczas składania wniosku.
Z planem rozwoju miałam też niezłe przejścia, bo zaginął. Gdzieś w przeciągu tych 2 lat i 9 miesięcy zginął ze szkolnej dokumentacji. Nie pytajcie jak. Ja go nie ruszałam od złożenia. Miałam swoją wersję w kompie, więc papierowa nie była mi do niczego potrzebna - zresztą ta w kompie też nie, jeśli mam być szczera. Tak wiec na sam koniec drukowałam plan jeszcze raz i dyrektor podbił mi go z datą bardzo nieaktualną (2012 rok).
Moje koleżanki wkładały te wszystkie papiery w koszulkach do takich dużych segregatorów, ale ja nie chciałam już ani złotówki dołożyć do tego interesu i wyszperałam w domu jakiś skoroszyt i do niego tam wszystko powkładałam. Ta sama koleżanka, która mi pomogła z zaświadczeniem o zatrudnieniu, poradziła mi też, żeby zrobić stronę tytułową, no więc tak zrobiłam. Ładnie to wygląda wtedy.
Poszłam złożyć do urzędu papiery (to było 17 czerwca), a tu zonk. Termin egzaminu 24 lipca, podczas gdy ja w styczniu wpłaciłam zaliczkę na wczasy od 18 lipca nad morzem na dwa tygodnie. Wszyscy mówili, że wtedy to już jest zwykle po egzaminach, bo każdy chce się wyrobić do 10 lipca, żeby też sobie jechać na wakacje. Hm. No jak się domyślacie, nie tryskałam entuzjazmem.
Na szczęście okazało się w toku kolejnych dni, że egzamin będę mieć 9 lipca.
Podczas składania papierów zapytałam też, czy sala egzaminacyjna jest wyposażona w rzutnik i laptop i okazało się, że komisja w moim mieście nie jest jakimś wielkim fanem prezentacji - jak to pani ujęła: wolą kontakt face2face. Tak że zapytajcie i o to, bo jak widać wbrew rosnącej popularności prezentacji przy pomocy kompa są jeszcze miejsca, gdzie nie jest to oczywistość. Dla mnie lepiej, bo nie musiałam się biedzić z prezentacją - a obawiam się, że i 100 slajdów nie zmieściłoby wszystkiego, o czym chciałam powiedzieć.
Przygotowywać zaczęłam się jakoś na tydzień przed końcem roku szkolnego - jak już znałam datę egzaminu - choć gorączka końcoworoczna i skarga jednej z matek skutecznie mi to utrudniały, ale tak bardziej poważnie zaczęłam się uczyć jakoś od 1 lipca.
Przeczytałam sobie i przygotowałam odpowiedzi na pytania zawarte w tym pliku - krąży on po sieci tu i ówdzie. Dla jasności - to nie ja jestem autorką odpowiedzi tam zawartych. Do tego rzućcie okiem TU i TU i TU i TU. Choć ja nie rzucałam zbyt uważnie ;) Przeczytałam też w miarę dokładnie Ustawę o systemie oświaty, Kartę Nauczyciela, rozporządzenia dotyczące organizacji wycieczek, udzielania pomocy ped-psych, o awansie zawodowym, o dotowaniu podręczników, o ocenianiu, promowaniu i klasyfikowaniu uczniów. Jeszcze Statut Szkoły, podstawy programowe (u mnie 1-3 i 4-6) i do nich programy nauczania. Wypadałoby też orientować się, o co chodzi w Planie Wychowawczym i Planie Profilaktyki szkoły, ale ja nie miałam do nich dostępu - na stronie szkoły ich nie było, a do pracy mi się iść nie chciało po nie - więc uznałam, ze muszą mi wystarczyć te wzmianki o nich, które są w statucie szkoły.
Przygotowałam też swojego popisowego speecha, czyli takie jakby streszczenie sprawozdania - ale właściwie w toku opracowywania tego przemówienia stwierdziłam, że uwypuklę swoje dokonania (chodzi mi o paragraf 7.2.3 z rozporządzenia o awansie) i ledwo wspomnę na tematy, w których nie czuję się biegła - papierzyska, sprawy wychowawcze, no i programy wychowawczy i profilaktyki. Bo przecież komisja nie czytała ani mojego planu rozwoju, ani sprawozdania. Oczywiście nie znaczy to, że cokolwiek podkolorowałam - nie, nie lubię kłamać i w tak poważnych sprawach okazuje się zwykle, że kłamstwo ma krótkie nogi. Moje przemówienie powiedziałam sobie w domu 3 razy tylko, za każdym razem trwało 25 minut - a naprawdę mówiłam tylko o rzeczach najistotniejszych. No cóż, widocznie nie da się w krótszym czasie podsumować 3 lat pracy.
W czwartek poszłam do Urzędu na egzamin. To był jeden z przyjemniejszych egzaminów w moim życiu. Faktem jest, że właściwie się nie denerwowałam, gdyż cierpię na ekshibicjonistyczne chyba skłonności i zawsze rajcowały mnie ustne egzaminy. Pewność siebie - nie mylić z arogancją! - na pewno pomogła. Komisja na wstępie poinformowała mnie, że mam ok. 15 minut na swoją ustną prezentację - próbowałam się zmieścić. Myślę, że poszło mi dobrze, choć nie wyczerpałam tematu, gdyż starałam się trzymać tego kwadransa. Sygnalizowałam pewne rzeczy i mówiłam komisji, że chętnie wyjaśnię je później i w ten sposób udało mi się przedstawić wszystko, choć niektóre rzeczy dość pobieżnie.
Następnie komisja zadała mi 3 zaledwie pytania, i to jeszcze naprawdę banalne:
- jak jako wychowawca planuję swoje kontakty z rodzicami?
- co sądzę o tzw. ustawie podręcznikowej i dotowaniu podręczników w kontekście klas 1-3? - to niedosłownie tak brzmiało, ale o to chodziło
- czego nie oceniam w pracach pisemnych u dyslektyków?
Jak widzicie, piece of cake.
Po przerwie zostałam wezwana i poinformowana, że zdałam egzamin z punktacją 10/10! Bardzo jestem z siebie zadowolona, bo nie liczyłam na tak wysoki wynik, a nie chciałam też być na granicy zdawalności, czyli 7/10.
--------------
Nie zamieszczaczam tu linków do ustawy, KN, rozporządzeń - bo to się zmienia co chwila. Aktów prawnych wszelakich szukajcie na http://www.prawo.vulcan.edu.pl/ i http://isap.sejm.gov.pl/index.jsp. Rozporządzenia istotne w pracy nauczyciela wzięłam stąd.
Po przerwie zostałam wezwana i poinformowana, że zdałam egzamin z punktacją 10/10! Bardzo jestem z siebie zadowolona, bo nie liczyłam na tak wysoki wynik, a nie chciałam też być na granicy zdawalności, czyli 7/10.
--------------
Nie zamieszczaczam tu linków do ustawy, KN, rozporządzeń - bo to się zmienia co chwila. Aktów prawnych wszelakich szukajcie na http://www.prawo.vulcan.edu.pl/ i http://isap.sejm.gov.pl/index.jsp. Rozporządzenia istotne w pracy nauczyciela wzięłam stąd.
Cieszę się, że gładko Ci poszło. Słyszałam opinie, że ten egzamin jest najgorszy z tych trzech w awansie ;)
OdpowiedzUsuńNajbardziej znużyło mnie przygotowanie wniosku z tymi wszystkimi towarzyszącymi dokumentami. Sam egzamin był przyjemny.
UsuńGratulacje!!!
OdpowiedzUsuńGratulacje, fajnie że już jesteś po mnie to dopiero czeka ;) Pierwszy rok poszedł, czyli jeszcze rok i 9 miesięcy przyjemności.
OdpowiedzUsuń