A może frytki do tego?
Pinterest kopalnią genialnych pomysłów! Z premedytacją rzadko tam wchodzę, bo jak już wdepnę, to przepadam na bardzo długi czas.
Ale ostatnio szczęście się do mnie uśmiechnęło. Wpadłam na pinterest by sprawdzić coś na moim koncie i na głównej zobaczyłam rewelacyjny pomysł, od kolejnego speech therapista (przy poście o Cariboo wspominałam o logopedach z US i UK, a jako że ich praca w L1 zbiega się dość mocno z tym co my chcemy osiągnąć w L2, to obserwuję kilku na pintereście i Wam też to radzę).
Właściwie to nie wiem, jak postanowiła zabawę przeprowadzić pani autorka pomysłu, gdyż nawet nie przeczytałam jej posta dokładnie - samo zdjęcie mnie poraziło i rozwinęło w mojej wyobraźni wachlarz zastosowań. Tak czy siak jest to u mnie ćwiczenie na mówienie, które można by zrobić i bez tej fastfoodowej otoczki, ale wtedy traci cały swój potencjał, bo komu z naszych uczniów chciałoby się to robić, gdybyśmy im pokazali po prostu nudne paski białego papieru?
Potrzebujecie jedynie udać się zawczasu do pewnej znanej jadłodajni szumnie zwanej restauracją. Ja poprosiłam o duze opakowanie po frytkach i bez problemu mi dali - nie musiałam ich samych kupować (kupowałam kawę, nie wiem czy to ma jakieś znaczenie). Pójdę wysępić jeszcze parę, bo to jedno pewnie będzie w takich obrotach, że zaraz się zniszczy, a zalaminować się nie bardzo da.
musi to być duże pudełko na frytki - to największe. |
Do tego żółty sztywny papier. Tniemy go na paski papieru na tyle długie, aby wystawały z opakowania. Na nich wypisujemy zdania, które chcemy poćwiczyć. Postarajcie się też zgiąć wzdłuż, aby nie było widać treści.
Moje ćwiczenie można wykorzystać do nauki tego "mówienia", co jest na sprawdzianie szóstoklasisty. Wiecie, znajomość funkcji językowych. Z tym że w przeciwieństwie do egzaminu u mnie naprawdę będzie mówienie. Przygotujcie na frytkach pytania do poćwiczenia lub krótkie opisy sytuacji. Ja przygotowałam też fragmenty zdań do tłumaczenia.
Grę można rozegrać dwufazowo.
W fazie nauki każdy uczeń ma swoją kartkę ze zdaniami z frytek i gotowymi odpowiedziami do nich. Uczniowie ciągną po kolei frytkę, czytają frazę i reagują odpowiednio. Mogą, a słabsi nawet powinni się wspierać kartką z odpowiedziami. Oczywiście dozwolone są odpowiedzi własne, nieujęte na kartce - o ile są sensowne i poprawne. Za każdą prawidłową reakcję można sobie w nagrodę zatrzymać frytkę. Ta faza to taki rekonesans, raczej wyjdzie remis, chyba że macie szczególnie ciężkie przypadki, co i z kartką nie czają bazy. Potem można powoli przechodzić do drugiej fazy. Np. ustalić z góry, ile fraz można skonsultować z kartką (coś a la koła ratunkowe), na pozostałe trzeba odpowiedzieć samodzielnie.
Faza druga - testowanie - to reagowanie bez kartki. Sami wyczaicie z jaką klasą i w którym momencie możecie tak postąpić. Np. na powtórzeniu jakiegoś unitu możecie w ogóle pominąć fazę rozruchową. A przy wprowadzaniu nowego materiału będzie niezbędna. Na zajęciach z nową grupą czy na początku semestru faza testowania może być potraktowana jako nieformalny placement test.
Tu pobierzecie przykładową kartkę z reakcjami, oparłam ją na macmillanowym Repetytorium do sprawdzianu szóstoklasisty i ich przewodniku po sprawdzianie.
Ja na moich frytkach przygotowałam frazy z zakresu unitu 7 z Evolution plus 1.
tutaj frytki i popcorn ;) |
Tutaj jest post, który posłużył mi jako inspiracja.
Rewelacja!!! Podekscytowałam się tym pomysłem chyba tak samo jak Ty!!! Czytam Twojego bloga już od dawna, ale tego posta po prostu musiałam skomentować. :) Pozdrawiam, Dorota Łuczyńska
OdpowiedzUsuńbomba faktycznie:)tez wsiakam w pinterest szczególnie w kategorii diy:)
OdpowiedzUsuńu mnie niestety nie ma tej jadłodajni...
OdpowiedzUsuńKurcze naprawdę świetny pomysł na naukę języka, chyba czas zjeść coś niezdrowego :).
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł, na pewno wykorzystam!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie pomysły!Zawsze jak wyszperam coś równie ciekawego na internecie to aż drżę z ekscytacji na myśl, jak zareagują dzieci:) Mam teraz pretekst do odwiedzenia McDonald'sa ;)
OdpowiedzUsuńSuper pomysł! Na pewno dzieci będą zachwycone, uwielbiają wszystko co zakazane (a kto nie ;-)) a tak dostaną i frytki i zero kalori i nową wiedzę. Radziłabym tylko uważać, aby jakaś 'miła koleżanka' nie podkablowała, że promujesz niezdrową żywność. Niektórzy wkręceni w zdrowy tryb życia rodzice też mogą się oburzyć. No chyba, że na koniec podepczecie pudełko ;-)
OdpowiedzUsuń