Let's go shopping! - zabawa w sklep na angielskim
Zabawa w sklep jest tak oczywista na lekcjach języka obcego, że.... że właściwie nie wiem co ;)
A jednak z moich obserwacji wynika, że organizowana jest bardzo rzadko, zresztą ogólnie wszystkie ćwiczenia typu odgrywanie ról jakoś są unikane - przynajmniej przez tych nauczycieli, z którymi rozmawiałam. Ja sama też rzadko je organizuję. Nie mam na myśli zwykłych ćwiczeń na mówienie w parach, te robię często, choć nie przepadam za nimi. Mając średnio 20 uczniów na lekcji, co daje 10 par - ciężko jest wszystkich naraz przypilnować, żeby ćwiczyli dana strukturę i jeszcze wyłapać błędy i je poprawić. Zwykle kilka osób uważa takie ćwiczenia za przerwę śródlekcyjną. Dodatkowo w klasie jest mega hałas, który akurat mnie przy twórczej robocie nie przeszkadza, ale co wrażliwsi uczniowie skarżą się, że nie mogą się skupić.
Zaszalałam w zeszłym tygodniu i zorganizowałam w trzecich klasach (uczę 3 trzecie klasy) scenki z odgrywaniem ról, ale nie w parach tylko w grupkach 3-5 osobowych. Powiem Wam, że zabawa była przednia, dzieci bardzo chętnie włączyły się w odgrywanie ról, nawet te najsłabsze. Nie za bardzo miały wyjście, bo pilnowała i pomagała im cała grupa! Jest to duże lepsze niż w przypadku klasycznych ćwiczeń na mówienie w parach, gdzie często w parze jedna osoba woła nauczyciela i skarży się, że jej 'partner' nie chce ćwiczyć - z pewnością to znacie. Co zrobić wtedy? Postraszyć jedynką, minusem za pracę na lekcji? przećwiczyć z nim indywidualnie docelowe struktury, żeby nabrał pewności siebie? przecież od tego jest właśnie to ćwiczenie. I dlaczego ten drugi uczeń ma być stratny? Można olać tego niechętnego i ćwiczyć z tym ambitniejszym, ale często w klasie jest więcej takich uczniów. Mam się rozdwoić? albo niekiedy - rozczworzyć??
A nasze scenki rozwiązały większość tego typu dylematów. Właściwie nie były to scenki w sklepie, tylko w szkolnej stołówce, gdzie uczniowie proszą 'dinner lady' o lunch. Odpadało mi przygotowanie pieniędzy, ale gdybyście chcieli zorganizować zabawę w sklep, to w dalszej części posta odeślę Was do strony z pieniędzmi do wydruku.
Ćwiczyliśmy wyrażenia Can I have.... please?, Here you are., Thank you. Nie będę Wam tu przynudzać, jak to metodycznie było zorganizowane, bo każdy z Was się świetnie orientuje - no chyba że chcecie, to wtedy wyjaśnię - no problem! Ale teraz skupiam się na sprawach organizacyjnych.
Przede wszystkim, uczniów dobrałam w grupki na zasadzie losowej - nie decydowali sami, kto ma być z kim. W ten sposób pomieszałam różne poziomy i nie miałam samych słabeuszy w jednej grupce, a silniejszych w innej i mogli sobie nawzajem pomagać i się od siebie uczyć.
Po drugie, pozwoliłam pozmieniać układ ławek, tak by dzieci mogły sobie ustawić ladę. Niejednokrotnie zapominamy, że ławki nie są przytwierdzone na śrubach do podłogi! Albo może nie zapominamy, tylko panie wychowawczynie nie życzą sobie zmian - whatever. Na koniec lekcji dzieci ustawiły wszystko w starym porządku.
Przygotowałam około 60 flashcardów z różnych zestawów, to wygodniej niż z realiami - teoretycznie mogłam przynieść namacalne jedzenie, choćby i sztuczne, ale nie miałabym tego aż tyle i nie byłoby tak różnorodne - a tak - mieliśmy 60 różnych 'jedzeń' od mąki - choć nie wiem, kto chciałby mąkę na lunch ;) do kurczaka.
Dzieci same w swoich grupkach decydowały o tym, kto jest dinner lady, choć uprzedziłam je, żeby może się nie zabijały o tę rolę, bo będą się zmieniać i każdy prędzej czy później będzie mieć szansę. Rozkładały jedzenie na ławce i stawały w kolejce. Za każdym razem mogły poprosić tylko o jedną rzecz, i stawały na końcu kolejki. A to po to, żeby jak najwięcej było okazji do poćwiczenia docelowej struktury. Jak już wszystko powybierały, to zmieniała się 'dinner lady' i zabawa rozpoczynała się na nowo.
Niby nic, a tyle frajdy, mówię Wam!
Zajmuje to z pół godziny, ale warto! Poświęciłam jedną nudziarską lekcję z podręcznika i nie żałuję. A nawet chyba będę tak robić w każdym unicie! O ile się będzie dało.
Oczywiście, trzeba się przygotować na mały chaos w klasie i większy niż zwykle hałas, ale opłaca się! W jednej klasie niektórzy uczniowie samoistnie przerzucili ćwiczone struktury na zupełnie inne obszary życiowe i pięknie się nimi posługują!
Oto jeszcze kilka pomysłów na zabawę w sklep:
1) przygotujcie tyle flashcardów, ile to możliwe do zabawy w różne sklepy - warzywniczy, spożywczy, odzieżowy, z zabawkami, papierniczy etc. W każdym sklepie pracuje jeden sprzedawca, pozostałe dzieci chodzą i kupują. Mogą sobie wcześniej przygotować listy zakupów (zajrzyjcie do Marysi!). Sprzedawcy sami ustalają ceny za swoje rzeczy, każde dziecko otrzymuje tę samą ilość pieniędzy - sprzedawcy muszą wiedzieć, ile mają klienci. Można ograniczyć liczbę kupionych rzeczy do np. 6 - po jednej z każdego sklepu.
2) jeśli zechcecie zorganizować zabawę w szkolną stołówkę, taką jak opisuję w tym poście, możecie zorganizować follow-up na porównanie, kto ma jakie jedzenie i określenie go w kategoriach zdrowe / niezdrowe - to sprawdzi się raczej w niewielkich klasach.
3) W tej książce
znalazłam świetną zabawę! Potrzeba do niej około 36 kart obrazkowych z asortymentem różnych sklepów. Każdy uczeń otrzymuje w wybranej przez nas walucie tyle pieniędzy, żeby było zawsze o jeden mniej niż jest kart (czyli w tym przykładzie 35 np. $). Gra jest dla grupki 4-8 osobowej, uwzględnijcie to, bo być może potrzebujecie 72 kart? Albo i więcej. Potrzeba też kostkę do gry dla każdej grupy.
Układamy karty w okrąg / kwadrat, obrazkami do góry. Najlepiej na dywanie, bo potrzeba dużo miejsca. Jest to asortyment w supermarkecie czy domu towarowym. Uczniowie mają za zadanie kupić tyle rzeczy, ile to możliwe. Cenę przedmiotu wyznacza kostka - jeśli wylądujemy np. na jabłku po tym, jak kostka wyrzuciła 3, to płacimy $3. Dzieci rzucają kostką na zmianę. Ktoś kumaty (najlepiej Wy sami!) jest sprzedawcą i podaje towary, rzecz jasna zabiera pieniądze. Zamiast kupionego towaru na jego miejsce wstawiamy pustą kartkę czy cokolwiek. Uczniowie mogą ruszać się w którą stronę chcą. Jeśli nie mają ochoty kupić rzeczy, na której staną, to mogą zrezygnować. Najlepiej, żeby powiedzieli po angielsku, że tego nie chcą, na wyższych poziomach mogą uzasadnić. Jeśli decydują się kupić, niech też oznajmią to po angielsku!
Gdy wszystko jest już wykupione, albo gdy wszyscy stracili pieniądze, zliczamy towary i osoba z ich największą liczbą wygrywa!
Bardzo mi się to podoba - to jest też świetna gra na powtórki słownictwa, np. na koniec roku!
4) obiecane pieniądze - funty brytyjskie: kolorowe, B&W
5) szyldy do sklepów i innych pkt. usługowych
6) price tags
7) monety z różnych krajów anglojęzycznych
A jednak z moich obserwacji wynika, że organizowana jest bardzo rzadko, zresztą ogólnie wszystkie ćwiczenia typu odgrywanie ról jakoś są unikane - przynajmniej przez tych nauczycieli, z którymi rozmawiałam. Ja sama też rzadko je organizuję. Nie mam na myśli zwykłych ćwiczeń na mówienie w parach, te robię często, choć nie przepadam za nimi. Mając średnio 20 uczniów na lekcji, co daje 10 par - ciężko jest wszystkich naraz przypilnować, żeby ćwiczyli dana strukturę i jeszcze wyłapać błędy i je poprawić. Zwykle kilka osób uważa takie ćwiczenia za przerwę śródlekcyjną. Dodatkowo w klasie jest mega hałas, który akurat mnie przy twórczej robocie nie przeszkadza, ale co wrażliwsi uczniowie skarżą się, że nie mogą się skupić.
Zaszalałam w zeszłym tygodniu i zorganizowałam w trzecich klasach (uczę 3 trzecie klasy) scenki z odgrywaniem ról, ale nie w parach tylko w grupkach 3-5 osobowych. Powiem Wam, że zabawa była przednia, dzieci bardzo chętnie włączyły się w odgrywanie ról, nawet te najsłabsze. Nie za bardzo miały wyjście, bo pilnowała i pomagała im cała grupa! Jest to duże lepsze niż w przypadku klasycznych ćwiczeń na mówienie w parach, gdzie często w parze jedna osoba woła nauczyciela i skarży się, że jej 'partner' nie chce ćwiczyć - z pewnością to znacie. Co zrobić wtedy? Postraszyć jedynką, minusem za pracę na lekcji? przećwiczyć z nim indywidualnie docelowe struktury, żeby nabrał pewności siebie? przecież od tego jest właśnie to ćwiczenie. I dlaczego ten drugi uczeń ma być stratny? Można olać tego niechętnego i ćwiczyć z tym ambitniejszym, ale często w klasie jest więcej takich uczniów. Mam się rozdwoić? albo niekiedy - rozczworzyć??
A nasze scenki rozwiązały większość tego typu dylematów. Właściwie nie były to scenki w sklepie, tylko w szkolnej stołówce, gdzie uczniowie proszą 'dinner lady' o lunch. Odpadało mi przygotowanie pieniędzy, ale gdybyście chcieli zorganizować zabawę w sklep, to w dalszej części posta odeślę Was do strony z pieniędzmi do wydruku.
Ćwiczyliśmy wyrażenia Can I have.... please?, Here you are., Thank you. Nie będę Wam tu przynudzać, jak to metodycznie było zorganizowane, bo każdy z Was się świetnie orientuje - no chyba że chcecie, to wtedy wyjaśnię - no problem! Ale teraz skupiam się na sprawach organizacyjnych.
Przede wszystkim, uczniów dobrałam w grupki na zasadzie losowej - nie decydowali sami, kto ma być z kim. W ten sposób pomieszałam różne poziomy i nie miałam samych słabeuszy w jednej grupce, a silniejszych w innej i mogli sobie nawzajem pomagać i się od siebie uczyć.
Po drugie, pozwoliłam pozmieniać układ ławek, tak by dzieci mogły sobie ustawić ladę. Niejednokrotnie zapominamy, że ławki nie są przytwierdzone na śrubach do podłogi! Albo może nie zapominamy, tylko panie wychowawczynie nie życzą sobie zmian - whatever. Na koniec lekcji dzieci ustawiły wszystko w starym porządku.
Przygotowałam około 60 flashcardów z różnych zestawów, to wygodniej niż z realiami - teoretycznie mogłam przynieść namacalne jedzenie, choćby i sztuczne, ale nie miałabym tego aż tyle i nie byłoby tak różnorodne - a tak - mieliśmy 60 różnych 'jedzeń' od mąki - choć nie wiem, kto chciałby mąkę na lunch ;) do kurczaka.
Dzieci same w swoich grupkach decydowały o tym, kto jest dinner lady, choć uprzedziłam je, żeby może się nie zabijały o tę rolę, bo będą się zmieniać i każdy prędzej czy później będzie mieć szansę. Rozkładały jedzenie na ławce i stawały w kolejce. Za każdym razem mogły poprosić tylko o jedną rzecz, i stawały na końcu kolejki. A to po to, żeby jak najwięcej było okazji do poćwiczenia docelowej struktury. Jak już wszystko powybierały, to zmieniała się 'dinner lady' i zabawa rozpoczynała się na nowo.
Niby nic, a tyle frajdy, mówię Wam!
Zajmuje to z pół godziny, ale warto! Poświęciłam jedną nudziarską lekcję z podręcznika i nie żałuję. A nawet chyba będę tak robić w każdym unicie! O ile się będzie dało.
Oczywiście, trzeba się przygotować na mały chaos w klasie i większy niż zwykle hałas, ale opłaca się! W jednej klasie niektórzy uczniowie samoistnie przerzucili ćwiczone struktury na zupełnie inne obszary życiowe i pięknie się nimi posługują!
Oto jeszcze kilka pomysłów na zabawę w sklep:
1) przygotujcie tyle flashcardów, ile to możliwe do zabawy w różne sklepy - warzywniczy, spożywczy, odzieżowy, z zabawkami, papierniczy etc. W każdym sklepie pracuje jeden sprzedawca, pozostałe dzieci chodzą i kupują. Mogą sobie wcześniej przygotować listy zakupów (zajrzyjcie do Marysi!). Sprzedawcy sami ustalają ceny za swoje rzeczy, każde dziecko otrzymuje tę samą ilość pieniędzy - sprzedawcy muszą wiedzieć, ile mają klienci. Można ograniczyć liczbę kupionych rzeczy do np. 6 - po jednej z każdego sklepu.
2) jeśli zechcecie zorganizować zabawę w szkolną stołówkę, taką jak opisuję w tym poście, możecie zorganizować follow-up na porównanie, kto ma jakie jedzenie i określenie go w kategoriach zdrowe / niezdrowe - to sprawdzi się raczej w niewielkich klasach.
3) W tej książce
znalazłam świetną zabawę! Potrzeba do niej około 36 kart obrazkowych z asortymentem różnych sklepów. Każdy uczeń otrzymuje w wybranej przez nas walucie tyle pieniędzy, żeby było zawsze o jeden mniej niż jest kart (czyli w tym przykładzie 35 np. $). Gra jest dla grupki 4-8 osobowej, uwzględnijcie to, bo być może potrzebujecie 72 kart? Albo i więcej. Potrzeba też kostkę do gry dla każdej grupy.
Układamy karty w okrąg / kwadrat, obrazkami do góry. Najlepiej na dywanie, bo potrzeba dużo miejsca. Jest to asortyment w supermarkecie czy domu towarowym. Uczniowie mają za zadanie kupić tyle rzeczy, ile to możliwe. Cenę przedmiotu wyznacza kostka - jeśli wylądujemy np. na jabłku po tym, jak kostka wyrzuciła 3, to płacimy $3. Dzieci rzucają kostką na zmianę. Ktoś kumaty (najlepiej Wy sami!) jest sprzedawcą i podaje towary, rzecz jasna zabiera pieniądze. Zamiast kupionego towaru na jego miejsce wstawiamy pustą kartkę czy cokolwiek. Uczniowie mogą ruszać się w którą stronę chcą. Jeśli nie mają ochoty kupić rzeczy, na której staną, to mogą zrezygnować. Najlepiej, żeby powiedzieli po angielsku, że tego nie chcą, na wyższych poziomach mogą uzasadnić. Jeśli decydują się kupić, niech też oznajmią to po angielsku!
Gdy wszystko jest już wykupione, albo gdy wszyscy stracili pieniądze, zliczamy towary i osoba z ich największą liczbą wygrywa!
Bardzo mi się to podoba - to jest też świetna gra na powtórki słownictwa, np. na koniec roku!
4) obiecane pieniądze - funty brytyjskie: kolorowe, B&W
5) szyldy do sklepów i innych pkt. usługowych
6) price tags
7) monety z różnych krajów anglojęzycznych
No to i ja wspomnę o Tobie, w połączeniu nasze posty stanowią niezłe zestawienie, super, że tak dokładnie to opisałaś :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
M.
Rzeczywiście zabawa sklep jest niby oczywista, ale jednak zgodzę się z Tobą, że rzadko wykorzystywana przez nauczycieli. W sumie nie wiem z czego to wynika - strachu przed bałaganem, niechęcią z powodu typowości ćwiczenia? Mnie spodobała się zabawa z książki. Pewnie dlatego, że jest właśnie trochę inna niż zwykłe sprzedawanie i kupowanie.
OdpowiedzUsuńZabawa z książki jet świetna, ale z uwagi na małą liczbę uczestników nie miałam jak jej wykorzystać, na normalnej lekcji mam za dużo uczniów.
UsuńA wydaje mi się, że unikamy zabawy w sklep z obawy przed chaosem, hałasem - my nauczyciele to jednak lubimy mieć nad wszystkim kontrolę i żeby wszystko szło tak jak chcemy ;)
Ja robię scenki (w mojej książce to restauracja) dla drugiej klasy. Ostatnio bardzo zaskoczyła mnie najsłabsza klasa w szkole - wszyscy pięknie odgrywali swoje role i mówili po angielsku, choć przecież krążyłam po klasie i mogli wymieniać się informacjami (musieli też zaznaczać w tabelce preferencje partnera) po polsku, gdy nie było mnie w pobliżu. Sala była mała, więc nawet podchodząc do jakiejś grupy, by sprawdzić, jak pracują, słyszałam też dialogi innych grup. Oni naprawdę mówili po angielsku, nawet ci najsłabsi, nawet największe urwisy i dzieciaki z fochami (że to angielski przecież i tak mu się nigdy nie przyda, bo on nie ma zamiaru zadawać się z ludźmi mówiącymi po angielsku). Klasa integracyjna!
OdpowiedzUsuńDzięki za świetne pomysły! Chyba zadziałam zgodnie z prawem serii i też napiszę coś o zakupach :)
OdpowiedzUsuńByłam dzisiaj w hurtowni zabawek i kupiłam sobie różne gry przydatne do pracy z zeróweczką, ale widziałam też coś dla Ciebie- grę "Shop: angielski sklepik" wydawnictwa Adamigo.
OdpowiedzUsuń