Torba na książki. Po konferencji Pearsona
Jak zapewne wiecie trwa sezon na konferencje metodyczne.
W lutym idę niejako z obowiązku na konferencję Macmillana, gdyż jak pamiętacie uczę z ich podręczników. Dostałam też zaproszenie na konferencję z Oxfordu, ale z miejsca ją odrzuciłam, gdyż odbywała się w zeszłym tygodniu, gdy odpoczywałam w górach. To samo miałam zrobić z zaproszeniem na konferencję Pearsona, ponieważ nie mam wiele wspólnego z tym wydawnictwem poza mieszanymi wspomnieniami związanymi z '(New) Friends'. Dla porządku dodam, że wydali kilka fajnych książek metodycznych dla nauczycieli, z których korzystam na co dzień. Teraz tak czytam to ostatnie zdanie i wychodzi, że korzystam z nauczycieli, a chodzi mi o książki, ale liczę na bystrość Waszego umysłu ;)
Bardzo żałuję, że nie udało mi się wziąć udziału w konferencji Cambridge - nie dostałam zaproszenia i nie wiem, czy coś w ogóle organizują - bo bardzo lubię ich szkolenia i materiały.
Tak czy siak, zdecydowałam, że w tym wolnym dniu (nadal mam ferie - ale to już końcówka) wezmę udział w konferencji Pearsona. Nigdy nie zgadniecie co mnie zachęciło... A motywacja moja była bardzo płytka...
Otóż do materiałów konferencyjnych Pearson dołącza torbę na książki, a ja właśnie jestem w ogromnej potrzebie, jako że moja szkolna już ledwo zipie - cała się rozlatuje od ciężarów niejednokrotnie czterech zestawów podręczników, pisaków do białej tablicy, pieczątek, maskotek, mojego kubka na kawę i butelki wody i jeszcze tysiąca innych rzeczy, które dźwiga ze sobą przeciętny nauczyciel angielskiego.
Przejdźmy do podsumowania konferencji.
Hmmm jakby to powiedzieć.
Przy całej mojej sympatii do prowadzących (Piotr Steinbrich, Rob Dean) pod względem merytorycznym niestety nie zaliczę tego spotkania do udanych.
Pan Steinbrich mówił właściwie nie wiem o czym, choć tytuł jego prezentacji brzmiał '…And They All Learned English Happily Ever After! Fantasy, Fun and Fairytales in the Lower Primary Classroom'. No cóż, może było trochę funu, ale fantazji i baśni sobie nie przypominam :// Natomiast było przypomnienie charakterystyki dzieci. Zastanawiam się po co. To jest prawie na każdej konferencji dla nauczycieli klas 1-3. Drażni mnie to, gdyż jest to przecież elementarna wiedza ze studiów, tudzież kursów kwalifikacyjnych, które ma za sobą każdy nauczyciel - inaczej nie mógłby nim być. Po co odgrzewać tego starego kotleta - tego nie rozumiem. Niczego nowego, czego bym jeszcze nie wiedziała o dzieciach się nie dowiedziałam.
Do tego przelecieliśmy punkt po punkcie całą podstawę programową (jak się to ma do tytułu prezentacji - tego nie wiem). Po co - nie mam pojęcia. To też jest podstawa naszej pracy.
Ogólnie było bardzo dużo rzeczy, które powinny być oczywiste dla każdego nauczyciela angielskiego w klasach 1-3. Poza wymienionymi powyżej jeszcze metodologia i układ lekcji... Po co to wszystko???
Nie chcę, żebyście odebrali mnie, że jestem taka zblazowana i o uczeniu dzieci wydaje mi się, że wiem wszystko, bo tak wcale nie jest. Zastanawiam się tylko nad jednym. Ja uczę dopiero 6 lat w szkołach państwowych, a wydaje mi się, że w kółko na tych konferencjach jest to samo, a co mają myśleć nauczyciele ze stażem np. 20-letnim? Mam takie anglistki u siebie w pracy. Zaczynam rozumieć, czemu tak rzadko jeżdżą na konferencje.
Robert Dean poprowadził wykład pt. 'We’re All Different… Catering for the Varying Needs of the Upper Primary Classroom'. Nakreślił na początku różnice między uczniami, raczej oczywiste, bo też mówi się o tym na studiach. No ale na szczęście to było tyle, jeśli chodzi o przypomnienie teorii. Potem na różnorakich przykładach z podręcznika "Today" pokazywał jak zaspokoić różne potrzeby uczniów (fajnie to brzmi ;) Niestety w porównaniu z czerwcową prezentacją Roberta, ta była kiepska pod względem pomysłów.
Najgorsze jednak co było, to WYMUSZONE INTERAKCJE W PARACH!!! Pamiętacie, że tego nie znoszę?? Niestety, ta konferencja obfitowała we wszystkie odmiany interakcji - w parach, w trójkach, z dotykaniem się wzajemnie... Po prostu masakra. A do tego Rob Dean był motorem napędowym większości z nich i to tych najgorszych - a tego się po nim nie spodziewałam. Np. zaproponował przybijanie sobie piątki w parze! Nie cierpię, jak dotyka mnie ktoś obcy! I nie lubię dotykać nieznajomych, zawsze trafiam na takich ze spoconą ręką. Nie znoszę też głupich zabaw, gdzie trzeba się wydurniać, np. krzyczeć zamiast śpiewać - była to jedna z zabaw "integracyjnych" na konferencji (a zaznaczam, że nie jestem ponurakiem i mam dystans do siebie, a moje wewnętrzne dziecko nie wyrosło jeszcze z wieku wczesnoszkolnego). Przyznam, że fajny to był pomysł na naukę piosenki z dziećmi, ale czy od razu musieliśmy go wypróbowywać w praktyce? To jest dobre w klasie i nie mam z tym problemu, gdy jestem z dziećmi, ale nie w grupie dorosłych i zupełnie mi obcych ludzi.
Żeby nie było, że tylko narzekam. Oto, co mi się podobało - oczywiście angielski prowadzących. To przede wszystkim. Ponadto miejsce konferencji - kino. Urywki filmów. No i oczywiście torba na książki, po którą przyszłam! Nie zawiodłam się. Wygląda na solidną. Mam nadzieję, że posłuży mi trochę, a powiem Wam, że tempo mojego wykańczania toreb na książki w szkole jest megaszybkie. Zazwyczaj jedna na semestr (a ten w dodatku był teraz bardzo krótki!!).
Najbardziej podobała mi się krótka, ale treściwa i konkretna prezentacja pana Adama Jańczaka, choć była po polsku. Dotyczyła Sprawdzianu Szóstoklasisty i prezentowała repetytorium Pearsona przygotowujące do tego egzaminu. Zachęciła mnie do kupna. Poza tym miło było posłuchać pana Jańczaka. Zabawny człowiek. (w pozytywnym sensie!)
Było też kilka ciekawych pomysłów do zastosowania na lekcjach przy pracy z historyjką albo przy opisie obrazka. O ćwiczeniach przed i po historyjce szykuję osobny post, wtedy je opiszę.
Zaciekawiło mnie też odważne spojrzenie pana Steinbricha na kwestię sześciolatków w szkole. Odważne i inne od tego, co prezentuje się w mediach i w ogóle wszędzie. A jednak wydaje się to w pewnym stopniu logiczne. Otóż p. Steinbrich uważa, że właściwie nie ma różnicy między sześcio- a siedmiolatkami jeśli chodzi o ogólny rozwój fizyczny, emocjonalny i ruchowy. Różnica, jeśli jest, bardziej opiera się na (nie)umiejętności czytania i pisania. Cóż, ja myślę, że jest to rzeczywiście zasadnicza różnica i faktycznie może wystąpić (i występuje) nawet w grupie jednorodnej wiekowo, jednak uważam, że biorąc siedmiolatka ze stycznia i sześciolatka z grudnia możemy doszukać się w nich znaczących różnic pod każdym względem. Ale to nie pora i miejsce na takie wynurzenia, ani ja nie czuję się zbyt pewnie aby poruszać się na tym grząskim gruncie, na którym już bardziej kompetentni i doświadczeni ode mnie połamali sobie nogi.
Na koniec zaznaczę, że mimo wszystko nie żałuję pójścia na konferencję. Trzeba pochwalić organizatorów, którzy przygotowali naprawdę bogate materiały konferencyjne, a przy tym udało im się zapewnić je również niezarejestrowanym uczestnikom. Jeszcze raz pochwalę oryginalny pomysł zorganizowania konferencji w kinie (szkoda, że nie dawali popcornu - ale za to można było częstować się wodą mineralną). A poza tym zawsze warto posłuchać dobrej angielszczyzny, nawet jeśli treść nie jest zajmująca. Tutaj przerost formy nad treścią nie jest wadą :)
W lutym idę niejako z obowiązku na konferencję Macmillana, gdyż jak pamiętacie uczę z ich podręczników. Dostałam też zaproszenie na konferencję z Oxfordu, ale z miejsca ją odrzuciłam, gdyż odbywała się w zeszłym tygodniu, gdy odpoczywałam w górach. To samo miałam zrobić z zaproszeniem na konferencję Pearsona, ponieważ nie mam wiele wspólnego z tym wydawnictwem poza mieszanymi wspomnieniami związanymi z '(New) Friends'. Dla porządku dodam, że wydali kilka fajnych książek metodycznych dla nauczycieli, z których korzystam na co dzień. Teraz tak czytam to ostatnie zdanie i wychodzi, że korzystam z nauczycieli, a chodzi mi o książki, ale liczę na bystrość Waszego umysłu ;)
Bardzo żałuję, że nie udało mi się wziąć udziału w konferencji Cambridge - nie dostałam zaproszenia i nie wiem, czy coś w ogóle organizują - bo bardzo lubię ich szkolenia i materiały.
Tak czy siak, zdecydowałam, że w tym wolnym dniu (nadal mam ferie - ale to już końcówka) wezmę udział w konferencji Pearsona. Nigdy nie zgadniecie co mnie zachęciło... A motywacja moja była bardzo płytka...
Otóż do materiałów konferencyjnych Pearson dołącza torbę na książki, a ja właśnie jestem w ogromnej potrzebie, jako że moja szkolna już ledwo zipie - cała się rozlatuje od ciężarów niejednokrotnie czterech zestawów podręczników, pisaków do białej tablicy, pieczątek, maskotek, mojego kubka na kawę i butelki wody i jeszcze tysiąca innych rzeczy, które dźwiga ze sobą przeciętny nauczyciel angielskiego.
Przejdźmy do podsumowania konferencji.
Hmmm jakby to powiedzieć.
Przy całej mojej sympatii do prowadzących (Piotr Steinbrich, Rob Dean) pod względem merytorycznym niestety nie zaliczę tego spotkania do udanych.
Pan Steinbrich mówił właściwie nie wiem o czym, choć tytuł jego prezentacji brzmiał '…And They All Learned English Happily Ever After! Fantasy, Fun and Fairytales in the Lower Primary Classroom'. No cóż, może było trochę funu, ale fantazji i baśni sobie nie przypominam :// Natomiast było przypomnienie charakterystyki dzieci. Zastanawiam się po co. To jest prawie na każdej konferencji dla nauczycieli klas 1-3. Drażni mnie to, gdyż jest to przecież elementarna wiedza ze studiów, tudzież kursów kwalifikacyjnych, które ma za sobą każdy nauczyciel - inaczej nie mógłby nim być. Po co odgrzewać tego starego kotleta - tego nie rozumiem. Niczego nowego, czego bym jeszcze nie wiedziała o dzieciach się nie dowiedziałam.
Do tego przelecieliśmy punkt po punkcie całą podstawę programową (jak się to ma do tytułu prezentacji - tego nie wiem). Po co - nie mam pojęcia. To też jest podstawa naszej pracy.
Ogólnie było bardzo dużo rzeczy, które powinny być oczywiste dla każdego nauczyciela angielskiego w klasach 1-3. Poza wymienionymi powyżej jeszcze metodologia i układ lekcji... Po co to wszystko???
Nie chcę, żebyście odebrali mnie, że jestem taka zblazowana i o uczeniu dzieci wydaje mi się, że wiem wszystko, bo tak wcale nie jest. Zastanawiam się tylko nad jednym. Ja uczę dopiero 6 lat w szkołach państwowych, a wydaje mi się, że w kółko na tych konferencjach jest to samo, a co mają myśleć nauczyciele ze stażem np. 20-letnim? Mam takie anglistki u siebie w pracy. Zaczynam rozumieć, czemu tak rzadko jeżdżą na konferencje.
Robert Dean poprowadził wykład pt. 'We’re All Different… Catering for the Varying Needs of the Upper Primary Classroom'. Nakreślił na początku różnice między uczniami, raczej oczywiste, bo też mówi się o tym na studiach. No ale na szczęście to było tyle, jeśli chodzi o przypomnienie teorii. Potem na różnorakich przykładach z podręcznika "Today" pokazywał jak zaspokoić różne potrzeby uczniów (fajnie to brzmi ;) Niestety w porównaniu z czerwcową prezentacją Roberta, ta była kiepska pod względem pomysłów.
Najgorsze jednak co było, to WYMUSZONE INTERAKCJE W PARACH!!! Pamiętacie, że tego nie znoszę?? Niestety, ta konferencja obfitowała we wszystkie odmiany interakcji - w parach, w trójkach, z dotykaniem się wzajemnie... Po prostu masakra. A do tego Rob Dean był motorem napędowym większości z nich i to tych najgorszych - a tego się po nim nie spodziewałam. Np. zaproponował przybijanie sobie piątki w parze! Nie cierpię, jak dotyka mnie ktoś obcy! I nie lubię dotykać nieznajomych, zawsze trafiam na takich ze spoconą ręką. Nie znoszę też głupich zabaw, gdzie trzeba się wydurniać, np. krzyczeć zamiast śpiewać - była to jedna z zabaw "integracyjnych" na konferencji (a zaznaczam, że nie jestem ponurakiem i mam dystans do siebie, a moje wewnętrzne dziecko nie wyrosło jeszcze z wieku wczesnoszkolnego). Przyznam, że fajny to był pomysł na naukę piosenki z dziećmi, ale czy od razu musieliśmy go wypróbowywać w praktyce? To jest dobre w klasie i nie mam z tym problemu, gdy jestem z dziećmi, ale nie w grupie dorosłych i zupełnie mi obcych ludzi.
Żeby nie było, że tylko narzekam. Oto, co mi się podobało - oczywiście angielski prowadzących. To przede wszystkim. Ponadto miejsce konferencji - kino. Urywki filmów. No i oczywiście torba na książki, po którą przyszłam! Nie zawiodłam się. Wygląda na solidną. Mam nadzieję, że posłuży mi trochę, a powiem Wam, że tempo mojego wykańczania toreb na książki w szkole jest megaszybkie. Zazwyczaj jedna na semestr (a ten w dodatku był teraz bardzo krótki!!).
Najbardziej podobała mi się krótka, ale treściwa i konkretna prezentacja pana Adama Jańczaka, choć była po polsku. Dotyczyła Sprawdzianu Szóstoklasisty i prezentowała repetytorium Pearsona przygotowujące do tego egzaminu. Zachęciła mnie do kupna. Poza tym miło było posłuchać pana Jańczaka. Zabawny człowiek. (w pozytywnym sensie!)
Było też kilka ciekawych pomysłów do zastosowania na lekcjach przy pracy z historyjką albo przy opisie obrazka. O ćwiczeniach przed i po historyjce szykuję osobny post, wtedy je opiszę.
Zaciekawiło mnie też odważne spojrzenie pana Steinbricha na kwestię sześciolatków w szkole. Odważne i inne od tego, co prezentuje się w mediach i w ogóle wszędzie. A jednak wydaje się to w pewnym stopniu logiczne. Otóż p. Steinbrich uważa, że właściwie nie ma różnicy między sześcio- a siedmiolatkami jeśli chodzi o ogólny rozwój fizyczny, emocjonalny i ruchowy. Różnica, jeśli jest, bardziej opiera się na (nie)umiejętności czytania i pisania. Cóż, ja myślę, że jest to rzeczywiście zasadnicza różnica i faktycznie może wystąpić (i występuje) nawet w grupie jednorodnej wiekowo, jednak uważam, że biorąc siedmiolatka ze stycznia i sześciolatka z grudnia możemy doszukać się w nich znaczących różnic pod każdym względem. Ale to nie pora i miejsce na takie wynurzenia, ani ja nie czuję się zbyt pewnie aby poruszać się na tym grząskim gruncie, na którym już bardziej kompetentni i doświadczeni ode mnie połamali sobie nogi.
Na koniec zaznaczę, że mimo wszystko nie żałuję pójścia na konferencję. Trzeba pochwalić organizatorów, którzy przygotowali naprawdę bogate materiały konferencyjne, a przy tym udało im się zapewnić je również niezarejestrowanym uczestnikom. Jeszcze raz pochwalę oryginalny pomysł zorganizowania konferencji w kinie (szkoda, że nie dawali popcornu - ale za to można było częstować się wodą mineralną). A poza tym zawsze warto posłuchać dobrej angielszczyzny, nawet jeśli treść nie jest zajmująca. Tutaj przerost formy nad treścią nie jest wadą :)
dostaliśmy też takie etui-pokrowiec-teczkę z materiału. Nie wiem, co będę tam trzymać, ale podoba mi się! |
książki do klasy piątej i próbka repetytorium |
podręczniki dla klasy pierwszej i kalendarz |
Wczoraj byłam na tej konferencji :) Również w kinie i również dostaliśmy wodę ;) Ludzi było mnóstwo, chociaż sala wielka. Materiały bardzo mi się podobają, najbardziej ta torba. My mieliśmy 2 sesje z panem Deanem. Treść pierwszej trochę inna niż u Ciebie. Też powoli przestają mi się podobać wszelkie zabawy "integracyjne" z obcymi ludźmi. Ale ogólne wrażenie bardzo dobre!
OdpowiedzUsuńcoraz więcej osób twierdzi, że nie lubi tych zabaw, na konferencjach też nie widzę zbytniego entuzjazmu na twarzach uczestników - po co oni je robią?? :)
UsuńA ja się wybieram jutro rano, więc miałam już zamykać komputer, ale cieszę się, że jednak tego nie zrobiłam. Niestety nie w kinie, a w hotelu, ale przynajmniej z koleżanką, więc może jakoś przeżyję to przybijanie piątek. Na myśl o tych zabawach integracyjnych jednak mi gorzej...
OdpowiedzUsuńAkurat z książek Pearsona korzystam. New Friends w przeciwieństwie do ciebie uwielbiam, zwłaszcza 3, choć 2 i 4 też są ok. Używam też z ich repetytorium gimnazjalnego oraz English Adventure (nie powala, wolę np. Incredible English). Więcej pewnie będę w stanie powiedzieć jutro.
zaintrygowałaś mnie tym uwielbieniem New Friendsów. A że cenię sobie Twoje zdanie wynikające z dużego doświadczenia, pytam - co tam takiego jest, czego nie dostrzegłam?
UsuńPodoba mi się jak jest rozłożony materiał, tematy i fajnie wytłumaczona gramatyka w ćwiczeniach, lekcje kulturowe w krajach anglojęzycznych, fantastyczna seria Crazy Detectives (Crazy Reporters są ok). Moim uczniom też się podoba. Nie jest to jakiś super aktualny podręcznik, ale nie mam wrażenia, że odstaje pod jakimś względem od rynkowych nowości, które są często mało ambitne (np. Steps in English). No i są 4 części, więc np. dla mocnych szóstoklasistów wybieram część 4, a dla słabszych - 3. Niestety jedynka to kompletna porażka.
Usuń*o krajach...
UsuńJeszcze a propos konferencji. Nuda, co tu dużo mówić, nic nowego do mojego nauczania nie wniosła.Nie żałuję jednak, były pyszne rogaliki francuskie z kawą, spotkałam się z koleżanką, no i poznałam nową wersję "English Adventure" ;-))). Tylko, czy po to są konferencje metodyczne?
Witaj po przerwie :)
OdpowiedzUsuńbyłam ciekawa Twojego podsumowania i po przeczytaniu 1 części nie zawiodłam się ;) pokrywała się ona z większością moich przemyśleń po konferencjach naszych zacnych wydawnictw. Myślę, że problem w tym, że owe "konferencje" (jak dla mnie to stanowczo za duże słowo, bo z konferencją ma ono coś wspólnego tylko właśnie pod względem formy:P) są organizowane głównie w celach reklamowych... czyli: jak udowodnić, że nasz podręcznik jest przezabawny, interesujący, rozwijający i w nowatorski sposób odpowiadający wszelkim wymogom edukacyjnym. Tak właśnie widzę konferencje Pearson'a, Oxfordu czy im podobnych :P oczywiście zdarza się, że z powodu dobrych prowadzących okazuje się, że może to być miło spędzony czas, w dodatku różnego rodzaju materiały czy promocje sprawiają, że warto było zobaczyć co nowego u wydawnictwa, ale na pewno nie warto nastawiać się na jakieś nowe doświadczenia czy wiedzę na tych spotk ;) nie wiem z jakiego regionu Polski jesteś (nie sprawdziłam w necie na podstawie harmonogramu ferii;) ale np. w Warszawie (i w kilku innych większych miastach) można znaleźć sporo bardzo wartościowych szkoleń (Kapelusze Lektora, NaukaBezGranic, Promentis) i jeśli chcę nauczyć się czegoś nowego czy zainspirować to celuję właśnie w te instytucje :)
pozdrawiam
O tak, właśnie - upchnięcie podręczników, co nie jest wcale trudne, bo dostajemy je w gratisie, kłopot w tym, zebyśmy się na nie zdecydowali.... A z tym już bywa różnie. Mnie osobiście jak dotąd żadna konferencja nie przekonała do zmiany podręcznika.
UsuńCo do szkoleń, to o Kapeluszach już się kiedyś wypowiadałam, NaukęBez Granic kojarzę dzięki The Teacher i właśnie planuję poprosić dyrekcję mojej szkoły o środki na ich szkolenia (mam nadzieję, że pan dyrektor puścił w niepamięć moją odmowę pracy w prywatnej szkole z jego żoną...), bo bardzo spodobała mi się ich oferta.
Wybieram się na to szkolenie i trochę już się zniechęciłam, bo też nie przepadam za tego typu "zabawami" :(
OdpowiedzUsuńwww.make-teaching-fun.blogspot.com
W pon i pt u nas w Poznaniu jest Pearson , pewnie sie przejde ale znowu te integracje , nie.....
OdpowiedzUsuńJa na tej konferencji byłam 21 stycznia. Z p. Mariolą Bogucką. Szłam z nadzieję i ciekawością, bo p. Bogucką cenię jako dobrego metodyka, ale się rozczarowałam. Niestety:( Konferencja była nudna, nie wniosła nic nowego. A prowadząca sprawiała wrażenie pogubionej we własnej prezentacji. W kinie było za duszno (nawet bez popcornu ;) ). Wielki plus - świetne materiały w doskonałej obudowie - torbie :)
OdpowiedzUsuńTak, torba rulezzzz ;)
UsuńTo i ja dorzucę swoją opinię. Właśnie szerzej opisałam swoje wrażenia, mimo że wiedziałam że Ty wcześniej opublikowałaś swój post nie przeczytałam go, by nie sugerować się Twoja opinią. Pisałam obiektywnie i... całkowicie się z Tobą zgadzam. Ja też po wyjściu zaczęłam się zastanawiać czy doświadczony nauczyciel cokolwiek z takiej konferencji wynosi. Według mnie nie. Zgadzam się też z opinią Emily, że w dużej mierze była to jedna reklama podręczników. To tak pokrótce, więcej u mnie na blogu.
OdpowiedzUsuńdzięki za zrozumienie:-) po 13 latach w szkole przestałam!
OdpowiedzUsuńto i tak długo wytrwałaś! Ja już teraz zaczynam wątpić w sens tych szkoleń, chyba się przerzucę na szkolenia online (o czym już wkrótce napiszę)!
UsuńWitam serdecznie :) Trafiłem przypadkowo na Twój blog i choć nigdy tego typu stron nie przeglądałem to chyba zacznę bo sporo ciekawych rzeczy można się dowiedzieć. Szacunek za własne zdanie i nie powielanie metodycznego bełkotu w każdym z wpisów :)
OdpowiedzUsuńCo do konferencji to odczucia mam podobne, choć i tak była to jak zwykle znacznie lepsza konferencja niż ta z Oxfordu. Nie tylko pod względem merytorycznym, ale i organizacyjnym. Zresztą na Oxfordzie się ostatnio przejechałem i to bardzo. Jako że czeka mnie chyba zmiana podręcznika w 4-6 to byłem bardzo ciekawy co pokarze Longman. Jeżeli chodzi o English Adventure to jest progres i wygląda to nowe wydanie znacznie lepiej niż poprzednie z którego kiedyś korzystałem. Kto wie, czy do niego nie wrócę. Szkoda tylko, że ten Today to wypisz wymaluj nowa wersja Sky, który uważam za najgorszy podręcznik z jakim miałem do czynienia. Kompletnie nie sprawdzał się w mojej szkole i nauka z niego to była męka. Zapewne z Today byłoby podobnie. Ciekaw jestem z jakich Ty podręczników korzystasz? Pewnie jest gdzieś na blogu, ale zanim go ogarnę to trochę minie.
Dziękuję za miłe słowa pod adresem mojego blogu, to bardzo budujące.
UsuńJa korzystam z HotSpotów, jak już niedawno pisałam HotSpot 1 mnie denerwuje, gdyż jest przeładowany. W klasach 1-3 mamy Bugs World, uczę z nich od 6 lat, tak więc znam te podręczniki na pamięć i zaczynają mnie nieco nużyć, ale od września zmieniamy na Tigera. W 4-6 chyba też zrezygnujemy z HotSpotów.
Nie uczyłam nigdy ze Sky, ale jestem mocno zdziwiona Twoją opinią, gdyż od kilku osób słyszałam same dobre opinie. No ale jak widać, ilu nauczycieli, tyle zdań na ten temat, zresztą chyba nawet powyżej jest moja wymiana zdań z Anicją na temat Friendsów Longmana / Pearsona.
Mam nadzieję, ze jeszcze nieraz podzielisz się ze mną swoją opinią pod jakimś postem!