Jak uczyć małe dziecko angielskiego w domu - BEZRADNIK
Kilkakrotnie już dostawałam prośby, ażeby napisać coś o uczeniu angielskiego własnego dziecka. Mam bardzo mieszane uczucia co do tego tematu. (Tzn. co do uczenia dziecka, nie pisaniu posta).
Chyba lepiej by było gdybym była laikiem w uczeniu dzieci.
Może wynika to też z tego, że przez kilka lat musiałam dawać (wbrew sobie) korki mojej młodszej siostrze i robiłam to w formie klasycznych korków, gdyż miała już 15 lat gdy zaczęłyśmy, a uczyłam ją do matury. Moi rodzice stwierdzili, że nie będą płacić za prywatne lekcje angielskiego skoro ja z powodzeniem uczę innych. Niby ze względów finansowych ich rozumiem, ale zapewniam Was, że nie wpłynęło to pozytywnie na nasze siostrzane relacje... :/
Bardzo nie lubiłam tych lekcji z tego względu, że wbrew sobie byłam ponad nią, jak to w relacji uczeń-nauczyciel.
Podczytując różne blogi i fora widzę, że mój pogląd jest bardzo niepopularny, ale i tak go Wam przedstawię. Zacznę od tego, że w obcowaniu z dzieckiem kiedy tylko się da uciekam od wszelkiego zmuszania i sztuczności. A właśnie z tym kojarzy mi się coraz modniejsze ostatnio mówienie do dziecka tylko i wyłącznie po angielsku w sytuacji gdy jeden z rodziców (czy też oboje) zna ten język bardzo dobrze. Nie chodzi mi tu o mieszkanie w kraju anglojęzycznym, gdzie dziecko jest otoczone tym językiem. Chodzi mi o mieszkanie w Polsce, polskojęzycznych rodziców, dla których polski jest językiem ojczystym, oglądanie polskiej telewizji. A w przyszłości chodzenie do polskiego przedszkola i szkoły. Nie chcę tu powiedzieć, że takie podejście nie będzie efektywne w sensie językowym, bo z pewnością w jakimś stopniu będzie, ale razi mnie swoją nienaturalnością. Dlatego ja odżegnuję się od tej metody. Po prostu nie wierzę w bilingwalizm na siłę. Nie da się stworzyć dla dziecka naturalnych, codziennych, życiowych sytuacji w języku, w którym nie myślimy, nie śnimy itd. Nawet jeśli bardzo dobrze go znamy.
Sam język to nie wszystko – idzie za nim nasze życiowe doświadczenie, obycie kulturowe, wychowanie w pewnym duchu, mentalność itd itp. i nie pozbędziemy się tego, mówiąc nagle po angielsku. A skoro się nie pozbędziemy, to tworzymy od początku sytuację z gruntu fałszywą i sztuczną.
A poza tym jak rodzice mają się porozumiewać między sobą? jak dziecko jest, to po angielsku, a jak znika, to przechodzimy na nasz?? A przy babci, dziadku, cioci itd.?
Znam biegle angielski, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, ze nie używam polskiego w kontakcie z moim dzieckiem… że tylko mój mąż jest od tego. Wezmę tylko jeden przykład, pierwszy z brzegu – kołysanki. Milion razy bardziej odpowiadają mi polskie, bo są nacechowane dla mnie emocjami. Pamiętam jak śpiewała mi je babcia, mama. Dla mnie jest to niewysłowiona przyjemność zaśpiewać dziecku polską kołysankę. Nigdy nie zrezygnowałabym z tego w imię nauki dziecka języka już od wieku prenatalnego.
Co innego wprowadzać elementy języka obcego w codziennym życiu, ale i tu zachowałabym umiar.
Ponadto wątpię, żeby to w ogóle było wykonalne. Nie da się cały czas kontrolować siebie na tyle, żeby pamiętać o „wyłącznym” użyciu angielskiego. Nie od dziś wiadomo, że w momentach największych emocji nawet osoby długotrwale nieposługujące się danym językiem przechodzą na swój j. ojczysty.
Wracając do uczenia dzieci. Mogę Wam tylko napisać, co ja robiłam i nadal robię z moim synkiem w tym temacie do tej pory, a kończy właśnie dwa latka. Co do dzieci starszych to na razie się nie wypowiadam, natomiast bardzo podobają mi się pomysły na zajęcia u Dolittle , Marysi i Iorety, tylko że w większości są one planowane dla grup dzieci, ale wiele można wykorzystać i z jednym dzieckiem. Również Agata podaje fajne sposoby na pracę z dziećmi. A ostatnio przeczytałam bardzo ciekawy post o "uczeniu" niemowlaków.
Gdy mój synek się urodził i minęły pierwsze w moim przypadku mordercze tygodnie, zaczęłam czytać mu bajki, w tym również angielskie. Miał wtedy mniej więcej 1,5 miesiąca. Nie wiedziałam czy ma to jakikolwiek sens, ale pomyślałam, że nie zaszkodzi. Dziś widzę, że to procentuje, gdyż bardzo wcześnie zaczął mówić (w wieku 10 miesięcy pojedyncze zrozumiałe słowa - i to nie tylko mama i tata), a teraz składa już zdania - oczywiście mówię o języku polskim, ale nie wątpię, że w ten sam sposób zapadł mu gdzieś tam w głębi angielski i gdy przyjdzie odpowiedni moment będzie mu już łatwiej.
wybaczcie mi jakość... |
Skąd miałam książeczki angielskie? Już kiedyś pisałam Wam, że lubię kupować angielskie książeczki używane z myślą o mojej pracy i miałam ich parę w domu (właściwie to w tamtym czasie z książeczek dla dzieci miałam tylko angielskojęzyczne). Większość książeczek mam z allegro, kilka kupiłam podczas pobytu w Anglii. Tak więc codziennie czytałam mu którąś. Kilka książeczek miało tez dołączone wersje audio, więc i to puszczałam Adasiowi, choć później przeczytałam gdzieś, że nagrany głos nie ma na tak małe dziecko wielkiego wpływu, a liczy się interakcja z rodzicem, najlepiej z mamą.
Oprócz tego śpiewałam synkowi piosenki, które przerabiam z dziećmi w szkole. Zazwyczaj gdy go masowałam przed kąpielą czy podczas innych czynności higienicznych.
To w zasadzie wszystko co robiłam w okresie wczesnoniemowlęcym.
Gdy Adaś troszkę podrósł (pamiętam, że był to okres rozszerzania diety, czyli miał już pół roku) zaczął reagować na puszczane mu nagrania. Słuchał ich do posiłku, stąd wiem, że był to okres rozszerzania diety. Z bajek najbardziej polubił Gruffalo, a z piosenek "The wheels on the bus".
Gdy nauczył się samodzielnie siedzieć, zainteresował się też książeczkami, tzn. chciał je przeglądać. Po ukończeniu przez niego półtora roku postanowiłam zacząć oszczędnie dawkować mu TV. Tzn. nagrania audiowizualne, bo sama nie miałam w tamtym czasie telewizji w domu. Puszczałam mu na dvd angielskojęzyczne bajki.
Mam dwie płyty jak widać na powyższych zdjęciach, ale na jednej są dwie bajki. Adaś najbardziej polubił Handę i szukanie kurek. Bajki te są króciutkie, trwają od 3 do 7 min - w sam raz dla takiego malucha. Włączałam mu też dvd dołączone do 'My First English Adventure 1' - są tam piosenki i fragmenty kreskówek Disneya, ale to nie zrobiło furory. Parę miesięcy później Agata napisała o Pocoyo, który Adasiowi bardzo przypadł do gustu. Bajeczka jest krótka - 7 minut - co wydaje mi się optymalne dla takiego malca. Gdy jesteśmy z wizytą u moich rodziców, Adaś ogląda Cbeebies, ale w ustawieniach zmieniam mu język na oryginalny - czyli angielski. Najbardziej lubi piosenkę z Mister Makera o kształtach.
Ponadto od czasu do czasu puszczam mu piosenki na British Council. Uważam, ze to świetna stronka do domowej nauki z malcem. Piosenki są krótkie, fajnie zaaranżowane i mają ciekawe "teledyski". Oczywiście króluje Old MacDonald. Można pobrać do piosenek ćwiczenia, ale na to Adaś jest jeszcze za mały, natomiast można w ten sposób pracować ze starszym dzieckiem czy w szkole. Są tam też gry online, ale to też na razie nie dla mojego synka.
Czytam też Adasiowi historyjki, które przerabiam z dziećmi na lekcjach, pokazując mu karty do historyjek. Wykorzystuję w tym celu zestawy nauczycielskie z wycofanych podręczników.
Oprócz tego mam na komórce bardzo fajną aplikację z głodną dżdżownicą, która łyka kolory i owoce i wtedy można usłyszeć ich angielskie nazwy. Adaś bardzo polubił tę "grę".
itunes.apple.com |
To w zasadzie wszytko, co robię z synkiem. Nie ma tego zbyt wiele, ale chciałabym zintensyfikować naukę. Zwłaszcza że Adaś jest coraz starszy i rozumniejszy i możliwości zajęć z takim malcem zwiększają się.
Mam zamiar przyjrzeć się bliżej metodzie deDOMO. Może ktoś z Was ją wypróbował i mógłby podzielić się wrażeniami? Czy faktycznie trzeba kupować ten program, czy ogarnięty językowo rodzic jest w stanie sam opracować coś podobnego?
Poczytajcie sobie też ciekawą dyskusję na ten temat tu.
Już kiedyś gdzieś pisałam o moim podejściu do uczenia synka. Oczywiście bądźmy szczerzy u nas jest trochę inaczej, bo jesteśmy nauczycielami angielskiego. Mój jest trochę młodszy od Twojego, tzn. niedawno skończył rok. Podobnie jak Ty planuję "otaczać" go językiem. Póki co słuchamy Super simple songs, wiem wszyscy się nimi zachwycają :) i on też ma kilka ulubionych, oprócz tego mamy kilka ulubionych piosenek z youtube jak Elmo's song, Monkey man - wersja Kylie. Oczywiście i niestety uwielbia mojego iphone i aplikacje dla małych dzieci, przebojem był alfabet ABCs and Animals, ale chyba ma już go dosyć, fajne jest też Shapes Fisher Price, kształty są nazywane mamy piosenki i pianinko do grania. Oprócz tego 123 kids fun collection (tu jest wybór kilku zabaw), niestety większość za trudna dla niego. Wiem, że jest to głównie jeżdżenie palcem po ekranie i patrzenie co się dzieje ale w tle ten angielski sobie leci. Gorzej, że odkrył klawisz wyjścia i ciągle wychodzi z aplikacji i trochę szaleje :P Oczywiście nie jest tak, że cały czas siedzi z telefonem. Póki co to niezłe tornado z niego ;) Też mamy trochę angielskich książeczek ale póki co mu ich nie czytam, raczej ogląda sobie obrazki. Skupiam się bardziej na polskim języku, z racji, że zbytnio rozmowny nie jest. Jak trochę podrośnie na pewno dojdą kreskówki, nie mamy telewizora i sami oglądamy praktycznie tylko po angielsku. Mój maluch jest też bardzo zainteresowany materiałami, które przygotowuję na zajęcia. Zakładam, że w przyszłości chętnie się ze mną nimi pobawi. Uważam też, że gdy dziecko dobrze sobie radzi z językiem polskim można w zabawę wplatać angielskie słówka, w stylu kolory, liczby itp.
OdpowiedzUsuńCo do metody deDomo, to mimo że bardzo cenię Pana Śpiewaka, nie do końca jestem przekonana. O samej metodzie na pewno już czytałaś, tutaj możesz przeczytać artykuł będący polemiką z twierdzeniami, na których opiera się ta metoda http://www.jows.pl/sites/default/files/scheffler.pdf.
Generalnie uważam, że fajnie jak rodzice robią cokolwiek z angielskiego w domu z dzieckiem, zawsze dziecko na tym zyskuje :)
Serdecznie Ci dziękuję za link do tego artykułu z "Języków Obcych w szkole". Daje dużo do myślenia.
UsuńŚciągnęłam sobie też ABCs and animals - świetne!
A gra z dżdżownicą nosi tytuł Very Hungry Worm.
Dzięki za Twój obfity komentarz ;)
Dzień dobry, po raz pierwszy trafiłem na ten (bardzo zajmujący) blog, a w dodatku na wzmiankę o metodzie deDOMO. Oczywiście jako jej współtwórca mam stosunek nieobiektywny (:-)) ale niemniej jednak pozwolę sobie zauważyć, że tekst prof. Schefflera i dr Wysockiej w JOwS jest wybitnie tendencyjny i zacietrzewiony i naprawdę szkoda byłoby, żeby ktoś zaczął sobie wyrabiać opinię n/t deDOMO od niego właśnie... Z radością porozmawiam o tym szerzej - proszę tylko o wiadomość, np. na grzegorz.spiewak@dedomo.pl - pozdrawiam serdecznie, gś
UsuńDzień dobry, serdecznie dziękuję za miłe słowa pod adresem mojego bloga oraz wkład w naszą skromną dyskusję. Pozwolę sobie w najbliższym czasie odezwać się do Pana na podany adres. Z wyrazami szacunku - Rubella
UsuńStrasznie długi ten mój komentarz :) zapomniałam jeszcze zapytać, jak nazywa się aplikacja z dżdżownicą? Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńEch, wcięło mi długi komentarz.
OdpowiedzUsuńJa nie czuję tej sztuczności, może dla tego, że nie pamiętam kołysanek śpiewanych w dzieciństwie, bo za mała byłam. Za to o każdej porze dnia i nocy mogłabym zaśpiewać różne nursery rhymes, super songs itp., a to wynika z faktu, że mam duże doświadczenie w uczeniu dzieci od 2 roku życia, zarówno w przedszkolu, jak i na kursach językowych. Jeśli ktoś nie ma doświadczenia w uczeniu tak małych dzieci to faktycznie może się to wydawać nienaturalne, czy wymuszone. Nie boję się też, że skrzywdzę dziecko akcentem (mimo, że do native speakera mi trochę brakuje ;) ani, że będę zawiedziona zbyt małymi efektami. To nie ma być wyścig szczurów tylko zabawa i sam fakt, że dziecko osłucha się z językiem i będzie mu potem łatwiej jest dla mnie ważny. A jak będzie to się okaże niedługo.
Czytałam też gdzieś, że dziecko po urodzeniu jest w stanie odróżnić język, którym posługiwali się rodzice w trakcie ciąży od każdego innego. Czyli jak mama językowiec uczy w czasie ciąży to dziecko też to słyszy i już zaznajamia się z melodyką języka :-).
Współczuję doświadczeń w uczeniu siostry, to na pewno nie pomogło w budowaniu zdrowych relacji.
Nie nie. Źle mnie zrozumiałaś. Nie mam nic przeciwko śpiewaniu nursery rhymes. I nie jest to w moim przypadku kwestia doświadczenia w uczeniu dzieci bo znam multum piosenek tego typu. Mówiłam o sytuacji, w której rodzic rezygnuje z języka polskiego bo sobie założył, że będzie w odniesieniu do niego używać wyłącznie angielskiego. Choć nie jest to jego L1, a mieszkają w PL, a nie w kraju anglojęzycznym. To określam jako bilingwalizm na siłę i tego bym nie praktykowała ze swoim dzieckiem.
UsuńMyślę, że to co robisz w zakresie nauki języka to i tak dużo. Mówienie do dziecka w dwóch językach jest łatwiejsze gdy każde z rodziców jest innej narodowości - wtedy każdy z nich mówi w języku ojczystym i nie ma wrażenia sztuczności sytuacji. Ja sama dzieci jeszcze nie posiadam więc trudno mi stwierdzić jaką metodę obiorę, który sposób nauki języka się sprawdzi, ale myślę, że też nie zastosuję zasady mówienia tylko po angielsku - jestem Polką i w tym języku chcę rozmawiać z własnym dzieckiem. Natomiast osłuchiwanie dziecka od najmłodszych lat, czytanie bajek, piosenki i zabawy angielskie w dużym stopniu wpłyną na przyswajanie przez dziecko tego języka w późniejszym czasie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Właśnie tak jak napisałaś: "jestem Polką i w tym języku chcę rozmawiać z własnym dzieckiem" - o to mi chodziło.
UsuńPozdrawiam!
Dziewczyny słyszałyście o serii filmów DVD Baby Einstein? Wpiszcie w youtube. Idealne dla małych dzieci, różnorodność tematów, puppets w roli głównej + muzyka klasyczna w tle. U mnie w domu się to świetnie sprawdziło. Jestem ciekawa waszych opinii. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWłączyłam kilka razy mojemu synkowi, podobało mu się. Ale ogólnie jestem przeciwnikiem włączania malutkim dzieciom (tak do 2 roku życia) bajek czy filmów.
UsuńDziecko znające język obcy potrafi ,,słyszeć'' i rozumieć wszystkie wyrazy w danej wypowiedzi.Aby dojść do tego etapu malec musi wykonać mnóstwo ćwiczeń ze słuchu,mowy,czytania i pisowni.Małe dziecko potrzebuje około 200 godzin lekcyjnych,by zacząć rozumieć język obcy.
OdpowiedzUsuńmgr.Tatiana Sitec-Lichocka
Zgadzam się z poprzedniczkami. To fantastycznie, że starasz się uczyć dziecko nowego języka i myślę, że metody jakie stosujesz są jak najbardziej w porządku :)
OdpowiedzUsuńJa niedługo będę zgłębiać ten temat - w listopadzie moja Rodzina się powiększy :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam, gratuluję!!! Trzymam kciuki!
UsuńNo to gratujacje! Ale od powiększenia do nauki to jeszcze chwila czasu!
UsuńW pełni się z Tobą zgadzam! Myśle, ze i tak sporo robisz, by wprowadzić swojego malucha w angielskie klimaty. Książeczki w języku angielskim są super rozwiązaniem i zaszczepianie nawyku czytania w języku obcym od najmłodszych lat na pewno pokaże rezultaty w przyszłości!
OdpowiedzUsuńPrzyda mi się, za dwa lata będę powoli startować ze swoim dzieciaczkiem :)
OdpowiedzUsuńOoo tak, ja też miałam te książeczki i moja Kasia uwielbiała je, no teraz już przeszłyśmy na wyższy poziom :)
OdpowiedzUsuńOoo proszę, właśnie szukałam kto z tymi książeczkami pracuje. I jestem pod wrażeniem, że tak wiele osób z nich korzysta. Znaczy, że warto kupić :D
OdpowiedzUsuńJa puszczałam bajki po angielski i mała powtarzała, sporo to dała, a później jej jeszcze tłumaczyła, które słowo, co znaczy po polsku.
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł! Mój maluch niedługo pojawi się na świecie a ja już szukam sposobu jak najlepiej zadbać o jego edukację językową. Myślę, że rozpoczęcie nauki angielskiego jak najwcześniej jest dla dziecka bardzo pomocne w przyszłości. Oprócz powyższego artykułu, udało mi się znaleźć jeszcze jedną metodę, której myślę, że spróbuję jak synek już trochę podrośnie. Może i innym rodzicom się przyda - http://blog.fiszkoteka.pl/nauka-angielskiego-dla-dzieci-jak-i-od-kiedy-uczyc-dziecko-jezyka,744/. Bardzo dziękuję za przydatne rady i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA ja śmiem się z Panią nie zgodzić. Jestem anglistką i mówię przez cały dzień do dziecka po angielsku. Córka skończyła właśnie 11 miesięcy. Maź i całe otoczenie mówią w języku polskim. Z mężem rozmawiam po polsku.
OdpowiedzUsuńDziecko doskonale odróżni jeden język od drugiego. Będzie wiedziało ze mama mówi w jednym języku a tata i cała reszta w drugim. I oczywiście używam tez języka polskiego w stosunku do Małej. Nie mam zamiaru udawać przed nią ze języka rodzimego nie rozumiem. Z tym ze wystawiam ja na język angielski przez jakieś 85% czasu od rana do wieczora.
Dlaczego? Ponieważ zwykła rutyna dnia codziennego jest właśnie najważniejsza. Nie piosenki, rymowanki czy bajeczki. Cała ta otoczka bajeczek i piosenek stanowi li tylko 30% całego czasu. Mowię sporo po angielsku bo jest to dla mnie tak proste jak po polsku. I nie widzę w tym żadnej sztucznoty. Sztucznota wychodzi wówczas kiedy język angielski znamy w niewystarczającym stopniu. Często - tak jak to czyni Pani- podaje sie przykład uczuć. Tylko ze na uczucia w języku angielskim jest milion słow a dodatkowo liczy sie także tembr głosu i mimika.
Niemniej widzę juz efekty mojej angielskiej przygody i codziennej interakcji z córeczką. Mała potrafi wskazać części twarzy na moje pytanie "where's my eye or ear" czy przynieść papcia:) czy inny bibelot. I cieszy mnie to niezmiernie.
Tym samym stawiam na przyswojenie języka a nie naukę. W mojej metodzie jest i zabawa i codzienne życie z użyciem przymiotników, czasowników, przysłówków, czasów i wszystkich innych elementów języka. Angielski jest dla nas chlebem powszednim. Towarzyszy nam przy ubieraniu, posiłkach, zabawach, wyjściu na podwórko, zakupach, wieczornej toalecie. Oczywiście z rodziną i panią w sklepie rozmawiam po polsku. I to jest szczere. Dla dziecka angielski czy polski to jedna całość. Poza tym króluje u nas radio brytyjskie, oglądamy filmy w oryginale czy puszczamy dziecku 3 minutowe wstawki z Peppy czy Mother Goose Club.
Podsumowujàc: pragnę by moje dziecko komunikowało się za pomocą pełnych zdań a nie słówek. Moje dziecko NIE będzie BILINGWALNE. Nawet do tego nie dążę, ponieważ nie jestem nativem. Ale układanie zdań i myślenie w tym języku będzie juz ogromnym/ milowym krokiem w życiu mojego dziecka i tym bardziej motywuje mnie to do wzmożonej pracy nad sobą i moim angielskim.
Mam nadzieje ze niebawem moje dziecko zacznie czytać ze zrozumieniem a tym samym otworzą sie przed nami nowe perspektywy czytania książek angielskojęzycznych ze zrozumieniem bez tłumaczenia.
Mam jedno marzenie: moc swobodnie dyskutować z moją córką na wszystkie możliwe tematy po angielsku. Mam nadzieje, ze pokocha ten język jak ja. I mam rownież nadzieje, ze opanuje go w jeszcze lepszym stopniu niż ja i nawet będzie zwracać mi uwagę ze wyrażam sie nieprecyzyjnie lub wręcz robię błędy:)
Juz na samo zakończenie dodam ze język ojczysty jest traktowany na równi z tym obcym, tzn. wręcz kładę ogromny nacisk by wszyscy wokół bardzo dużo mówili do córeczki po polsku, kupowali jej książki i śpiewali sobie do niej co tam chcą:)
Pozdrawiam
Jestem mamą trójki dzieci. Przetestowałam naukę angielskiego na jednej z córeczek i teraz testuję na pozostałej dwójce. Pierwsze moje dziecko ma teraz 4 lata i mówi po angielsku. Kolejna dwie córeczki zaczynają już rozumieć bardzo dużo. Wszystko notuję i opisuję na www.bobospeaks.pl Dopiero zaczęłam wrzucać informacje do sieci gdyż czuję potrzebę aby się tym z kimś podzielić, kto też tak jak ja wierzy, że można dzieci nauczyć angielskiego od małego. Dodam nie jestem nauczycielem angielskiego ani innego przedmiotu.
OdpowiedzUsuńAle czytacie dzieciaczkom książki po angielsku? Nie pytają się co chwilę a co to znaczy albo a co to jest?
OdpowiedzUsuńmój nie pytał, bo jeszcze nie mówił po polsku ;)
Usuńhej! bardzo się cieszę, że znalazłam Twój tekst :) nie jestem anglistką, zajmuję się uczeniem polskiego obcokrajowców; zależy mi na uczeniu mojej 16 miesięcznej córki francuskiego. dokładnie jak Ty nie potrafię odnaleźć się w sytuacji, że mówię do niej tylko po francusku, choć dość dobrze znam ten język i właśnie dlatego szukam innych sposobów. też od dawna już czytam jej książki i podobnie jak Twój syn, szybko zaczęła mówić. czasami czytam jej i śpiewam po francusku. podobnie również nie włączam jej na razie filmów dla dzieci, bo myślę, że przed ok. 2 rokiem życia to nie jest potrzebne. wypróbuję też innych Twoich pomysłów, dziękuję!
OdpowiedzUsuńja ostatnio kupilam corce amelce 10 lat gogle wirtualnej rzeczywistosci feelsense360 z aplikacja do nauki angielskiego, corka sobie gra i naprawde mozna zauwazywac postepy, wczesniej nie wierzylam w dzialanie takiej metody, ale maz mnie namowil i teraz sie z tego ciesze, bo amelka sama bierze gogle i sie bawi w wolnej chwili, a potem powtarza mi angielskie slowka z gry! super sprawa, polecam kazdemu, bo najwazniejsze, ze juz dluzej nie musze jej gonic do nauki angielskiego i mam tez chwile dla siebie w ciagu dnia, pozdrawiam wszystkich, Kasia
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie to zostało opisane. Będę tu zaglądać.
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń