Jak oceniam uczniów. Part 2
Witajcie w ten długi weekend. Zaniedbałam Was trochę ostatnio i na FB, i tutaj. Nie mam zamiaru Wam mówić, jaka to byłam zajęta i dlatego nie pisałam, bo nie byłam. Po prostu podłapałam klasycznego lenia, ale właśnie go przeganiam, pisząc tego posta.
Jest to kontynuacja posta, w którym psioczyłam na ocenę opisową.
Dostałam niedawno mejla:
Takiej właśnie treści. Co myślicie o tym problemie?
Na początek uwaga: NIE JESTEM AUTORYTETEM W DZIEDZINIE OCENIANIA. Po prostu robię to po swojemu i jak ja uważam za słuszne. Biorę pod uwagę różne prądy, zalecenia, ale koniec końców to ja oceniam uczniów, a nie wszelakiej maści eksperci. Moja koncepcja może nie przypaść komuś do gustu. Nie traktujcie tego posta jako wykładni czy instrukcji. Chętnie podyskutuję o innych modelach oceniania.
Ja robię dokładnie tak, jak Czytelniczka mojego bloga. No może poza kartkówkami - nie robię kartkówek w klasach 1-3, natomiast oceniam pracę na lekcji, którą czasami są samodzielnie wykonywane przez dzieci ćwiczenia. O tym będzie za chwilę.
Wracając do mejla.
Ja również stawiam dzieciom w klasach 1-3 jedynki i wcale nie mam z tego powodu wyrzutu sumienia. Po to ustanowiono taką ocenę, żeby z niej korzystać. Nie ma zmiłuj się, jeśli ktoś nie spełni wymagań, żadne płacze i fochy na mnie nie działają. Natomiast nie sypię jedynkami jak z rękawa. Zwykle stawiam je za kolejne braki zadań. Czasem za pracę na lekcji (raczej za jej brak). Z drugiej strony, chętnie daję też zasłużone piątki i szóstki.
Nie miałam problemów z rodzicami, którzy byliby niezadowoleni ze stawianych przeze mnie ocen. Kluczem moim zdaniem jest ścisłe trzymanie się umowy przedmiotowej (niezorientowanych odsyłam do tego posta) oraz konsekwencja. Jeśli postępuję zgodnie z umową, rodzice nie powinni mieć pretensji, ale trzeba im to wyjaśnić. Zastanówmy się też, czy rodzice mają tę umowę do wglądu. Ja każdemu dziecku daję egzemplarz umowy na początku roku szkolnego - ma go włożyć do koperty, a rodzic ma w domu podpisać. Jeśli nie ma podpisu, uczeń dostaje minus, a po trzech minusach jedynkę i uwagę do zeszytu informacyjnego / dzienniczka z prośbą do rodzica o podpisanie umowy. Jest to jedyny skuteczny sposób na wyegzekwowanie podpisu rodzica. Nawet jeśli w rzeczywistości rodzic tego nie czyta (bo na pewno jest takich wielu), to jego podpis na umowie świadczy, że jednak przeczytał, a ja jestem kryta.
Wracając do oceny za pracę na lekcji w klasach 1-3. Stosuję ją na przykład gdy oddaję sprawdziany. Mam zwyczaj każdemu uczniowi indywidualnie je omawiać. Nawet jeśli nic do niego nie dotrze z moich tłumaczeń (ale zwykle dociera), choć na chwilę skupi się, gdy do niego mówię. Takiej pewności nie mam w przypadku "popraw sprawdzianów". Wiem, że to absolutnie wbrew wszelkim metodykom etc. ale brzydko mówiąc olewam wszelakie "poprawy sprawdzianu". Nudne to i mało efektywne. Po prostu ich nie robię, szkoda mi czasu na coś, co dla mnie jest przerostem formy nad treścią. Rozwiązuję to w ten sposób, że na kolejnej po sprawdzianie lekcji, gdy przynoszę sprawdzone testy, na początku zajęć pisze na tablicy numery ćwiczeń, które celowo zostawiłam niezrobione przed sprawdzianem - ale nie są to wyszukane zadania, ot takie standardowe z danego materiału - i dzieci je robią. Dopuszczam pracę w parach czy małych grupkach. Pozwalam korzystać z podręcznika tudzież innych pomocy. Zapowiadam, że na koniec lekcji wybiorę kilkoro uczniów, którym sprawdzę zadania na ocenę (właśnie jako "praca na lekcji"). Dopuszczam zadawanie mi pytań o pewne aspekty ćwiczeń. Podczas gdy uczniowie pracują, ja po kolei wołam pojedyncze dzieci i wręczam i omawiam sprawdzian. Tak to wygląda u mnie.
Co jeszcze oceniam w klasach 1-3. Jak wspomniałam wyżej, odpowiedź ustną. Standardowo, jak jest chyba wszędzie w naszym kraju, "z trzech ostatnich lekcji". W praktyce sprowadza się to do odpytania ze słówek w obie strony oraz zastosowania ich w praktyce, czyli jakichś ćwiczonych wcześniej wyrażeniach. Czasem opisuję obrazek z podręcznika, a uczeń pokazuje mi, który to. Gdy uczeń otrzymuje z odpowiedzi piątkę, proponuję mu kilka dodatkowych pytań na szóstkę, i jeśli się zgadza, zadaję trudniejsze pytania (zwykle o to, co w spisie do każdego unitu w TB figuruje jako "język bierny").
Nie pytam z wierszyków i piosenek. Po pierwsze dlatego, że z doświadczenia wiem, że to może być duży stres dla dziecka zaśpiewać piosenkę przed całą klasą, a po drugie - nie mam na to fajnego pomysłu, a siedzenie przy biurku i wołanie po kolei każdego dziecka, żeby odśpiewało piosenkę uważam za stratę czasu. Ale może Wy znacie jakiś nieszablonowy pomysł na sprawdzenie znajomości wierszyków / piosenek?
Standardowo oceniam zadania domowe i ćwiczenia (wtedy sprawdzam po prostu, czy są uzupełnione ćwiczenia, które robiliśmy na lekcji). Daję oceny za aktywność (mój system motywacyjny opisałam w tym poście). W klasie trzeciej oceniam czytanie. Wykorzystuję do tego historyjkę, która jest w każdym unicie. Jest ona nagrana na płycie CD ucznia dołączonej do podręcznika, więc dzieci mają wzorzec do powtarzania podczas nauki w domu. Po zapoznaniu się z historyjką na lekcji daję dzieciom około tygodnia na sprawne nauczenie się jej czytania (cały tekst historyjki widoczny jest w podręczniku). Począwszy od wyznaczonego dnia, na każdej lekcji wybieram kilka osób do odczytania historyjki na ocenę. Oceniam przede wszystkim wymowę, ale również różne "prosodic features", czyli intonację, akcent, zaangażowanie, zdolności aktorskie (w mniejszym stopniu). Zwykle w historyjkach jest 2-4 bohaterów + narrator, tak więc tyle osób udaje mi się przepytać na każdej lekcji.
A co z klasami 4-6?
Tu pole do popisu jest znacznie większe. Oceniam mnóstwo rzeczy:
Jest to kontynuacja posta, w którym psioczyłam na ocenę opisową.
Dostałam niedawno mejla:
(...) Mam teraz taki problem bo okazuje się po zebraniu że rodzice klasy II są niezadowoleni bo ja stawiam dużo ocen i jedynki są i ogólnie skala ocen 1-6- tak mi wychowawczyni po zebraniu powiedziała. Sprawdziany robię( był jeden)- dołączony do kursu od wydawnictwa- sama nie wymyślałam. Kartkówkę zrobiłam - strona w zeszycie ćwiczeń, którą oceniłam bo była to praca samodzielna na lekcji i wpisałam to jako kartkówkę.Dzieciom zebrałam zeszyty ćwiczeń i każdą stronę dokładnie sprawdzałam i wstawiałam pieczątke- dzieci mają zanotowane jaką ocenę dana pieczątka oznacza. Jeśli strona była nie zrobiona w ogóle to stawiałam pieczątkę try again która oznacza 1. Dzieci zbierają pieczątki i za nie dostają 5 z aktywności.Rodzice niezadowoleni i sama już nie wiem czy olać to i dać na luz czy za surowo może oceniam te dzieci. Staram się bardzo ale widać nie warto chyba. (...)
Takiej właśnie treści. Co myślicie o tym problemie?
Na początek uwaga: NIE JESTEM AUTORYTETEM W DZIEDZINIE OCENIANIA. Po prostu robię to po swojemu i jak ja uważam za słuszne. Biorę pod uwagę różne prądy, zalecenia, ale koniec końców to ja oceniam uczniów, a nie wszelakiej maści eksperci. Moja koncepcja może nie przypaść komuś do gustu. Nie traktujcie tego posta jako wykładni czy instrukcji. Chętnie podyskutuję o innych modelach oceniania.
Ja robię dokładnie tak, jak Czytelniczka mojego bloga. No może poza kartkówkami - nie robię kartkówek w klasach 1-3, natomiast oceniam pracę na lekcji, którą czasami są samodzielnie wykonywane przez dzieci ćwiczenia. O tym będzie za chwilę.
Wracając do mejla.
Ja również stawiam dzieciom w klasach 1-3 jedynki i wcale nie mam z tego powodu wyrzutu sumienia. Po to ustanowiono taką ocenę, żeby z niej korzystać. Nie ma zmiłuj się, jeśli ktoś nie spełni wymagań, żadne płacze i fochy na mnie nie działają. Natomiast nie sypię jedynkami jak z rękawa. Zwykle stawiam je za kolejne braki zadań. Czasem za pracę na lekcji (raczej za jej brak). Z drugiej strony, chętnie daję też zasłużone piątki i szóstki.
Nie miałam problemów z rodzicami, którzy byliby niezadowoleni ze stawianych przeze mnie ocen. Kluczem moim zdaniem jest ścisłe trzymanie się umowy przedmiotowej (niezorientowanych odsyłam do tego posta) oraz konsekwencja. Jeśli postępuję zgodnie z umową, rodzice nie powinni mieć pretensji, ale trzeba im to wyjaśnić. Zastanówmy się też, czy rodzice mają tę umowę do wglądu. Ja każdemu dziecku daję egzemplarz umowy na początku roku szkolnego - ma go włożyć do koperty, a rodzic ma w domu podpisać. Jeśli nie ma podpisu, uczeń dostaje minus, a po trzech minusach jedynkę i uwagę do zeszytu informacyjnego / dzienniczka z prośbą do rodzica o podpisanie umowy. Jest to jedyny skuteczny sposób na wyegzekwowanie podpisu rodzica. Nawet jeśli w rzeczywistości rodzic tego nie czyta (bo na pewno jest takich wielu), to jego podpis na umowie świadczy, że jednak przeczytał, a ja jestem kryta.
Wracając do oceny za pracę na lekcji w klasach 1-3. Stosuję ją na przykład gdy oddaję sprawdziany. Mam zwyczaj każdemu uczniowi indywidualnie je omawiać. Nawet jeśli nic do niego nie dotrze z moich tłumaczeń (ale zwykle dociera), choć na chwilę skupi się, gdy do niego mówię. Takiej pewności nie mam w przypadku "popraw sprawdzianów". Wiem, że to absolutnie wbrew wszelkim metodykom etc. ale brzydko mówiąc olewam wszelakie "poprawy sprawdzianu". Nudne to i mało efektywne. Po prostu ich nie robię, szkoda mi czasu na coś, co dla mnie jest przerostem formy nad treścią. Rozwiązuję to w ten sposób, że na kolejnej po sprawdzianie lekcji, gdy przynoszę sprawdzone testy, na początku zajęć pisze na tablicy numery ćwiczeń, które celowo zostawiłam niezrobione przed sprawdzianem - ale nie są to wyszukane zadania, ot takie standardowe z danego materiału - i dzieci je robią. Dopuszczam pracę w parach czy małych grupkach. Pozwalam korzystać z podręcznika tudzież innych pomocy. Zapowiadam, że na koniec lekcji wybiorę kilkoro uczniów, którym sprawdzę zadania na ocenę (właśnie jako "praca na lekcji"). Dopuszczam zadawanie mi pytań o pewne aspekty ćwiczeń. Podczas gdy uczniowie pracują, ja po kolei wołam pojedyncze dzieci i wręczam i omawiam sprawdzian. Tak to wygląda u mnie.
Co jeszcze oceniam w klasach 1-3. Jak wspomniałam wyżej, odpowiedź ustną. Standardowo, jak jest chyba wszędzie w naszym kraju, "z trzech ostatnich lekcji". W praktyce sprowadza się to do odpytania ze słówek w obie strony oraz zastosowania ich w praktyce, czyli jakichś ćwiczonych wcześniej wyrażeniach. Czasem opisuję obrazek z podręcznika, a uczeń pokazuje mi, który to. Gdy uczeń otrzymuje z odpowiedzi piątkę, proponuję mu kilka dodatkowych pytań na szóstkę, i jeśli się zgadza, zadaję trudniejsze pytania (zwykle o to, co w spisie do każdego unitu w TB figuruje jako "język bierny").
Nie pytam z wierszyków i piosenek. Po pierwsze dlatego, że z doświadczenia wiem, że to może być duży stres dla dziecka zaśpiewać piosenkę przed całą klasą, a po drugie - nie mam na to fajnego pomysłu, a siedzenie przy biurku i wołanie po kolei każdego dziecka, żeby odśpiewało piosenkę uważam za stratę czasu. Ale może Wy znacie jakiś nieszablonowy pomysł na sprawdzenie znajomości wierszyków / piosenek?
Standardowo oceniam zadania domowe i ćwiczenia (wtedy sprawdzam po prostu, czy są uzupełnione ćwiczenia, które robiliśmy na lekcji). Daję oceny za aktywność (mój system motywacyjny opisałam w tym poście). W klasie trzeciej oceniam czytanie. Wykorzystuję do tego historyjkę, która jest w każdym unicie. Jest ona nagrana na płycie CD ucznia dołączonej do podręcznika, więc dzieci mają wzorzec do powtarzania podczas nauki w domu. Po zapoznaniu się z historyjką na lekcji daję dzieciom około tygodnia na sprawne nauczenie się jej czytania (cały tekst historyjki widoczny jest w podręczniku). Począwszy od wyznaczonego dnia, na każdej lekcji wybieram kilka osób do odczytania historyjki na ocenę. Oceniam przede wszystkim wymowę, ale również różne "prosodic features", czyli intonację, akcent, zaangażowanie, zdolności aktorskie (w mniejszym stopniu). Zwykle w historyjkach jest 2-4 bohaterów + narrator, tak więc tyle osób udaje mi się przepytać na każdej lekcji.
A co z klasami 4-6?
Tu pole do popisu jest znacznie większe. Oceniam mnóstwo rzeczy:
- odpowiedź ustną. Rzadko pytam z nieśmiertelnych "3 ostatnich lekcji". Zwykle wybieram temat, który opracowujemy na lekcji, a następnie daję uczniom około tygodnia na poćwiczenie w domu, i dopiero wtedy pytam. Na przykład ostatnio na lekcji mieliśmy ćwiczenie ustne "All about you". Było podane 8 prostych pytań i przykładowe odpowiedzi. Tydzień później zadawałam każdemu uczniowi te 8 pytań, a oni odpowiadali na ocenę. Wiedzieli, że za poprawne odpowiedzi pełnym zdaniem jest 5, natomiast za odpowiedzi jednowyrazowe, przy jednoczesnym całkowitym rozumieniu pytań, jest co najwyżej trója.
- testy
- kartkówki. Staram się, żeby w każdym unicie była jedna kartkówka ze słownictwa i jedna z gramatyki
- dyktanda (najczęściej jako element kartkówki ze słówek - kilka słówek / zdań poznanych na lekcji dyktuję, a uczniowie zapisują).
- czytanie, słuchanie - od czasu do czasu, mniej więcej 3 razy w semestrze
- pisanie - ale nie zadaję prac pisemnych do domów - nie chcę oceniać rodziców, rodzeństwa czy korepetytorów
- aktywność / pracę na lekcji
Dotrwaliście do końca tego długiego posta? W takim razie mam dla Was nagrodę: przygotowałam do pobrania marking sheet.
Zrobiłam je w dwóch wersjach: PDF i Wordzie, jeśli macie ochotę dostosować kategorie. PDF - klik, Word - klik.
Wow porównując to z moimi nauczycielami to musisz być faktycznie świetną nauczycielką :)
OdpowiedzUsuńNie no bez przesady :) Myślałam, że raczej dostanę jakiegoś małego podhejtowanego komenta za niezgodność z założeniami metodycznymi i nadmierną surowość w stosunku do małych istot ;)
UsuńSprawdzenie wierszyków/piosenek.
OdpowiedzUsuńStwierdziłam, że to będzie dobre ćwiczenie na kreatywność i podnoszę rękawicę ;)
a) potrzebna nam będzie miękka piłka. W zależności od objętości klasy i czasu jaki można poświęcić na zabawę/sprawdzenie, czy dzieci się nauczyły słów ustawiamy je w kółku albo po prostu stajemy przed klasą i po kolei rzucamy do piłkę do różnych uczniów, a oni mają za zadanie zaśpiewać/powiedzieć jedną linijkę tekstu. Jeśli to zabawa, to dzieci same mogą wybierać następną osobę (ale osoby nie mogą się powtarzać), a jeśli to ma być bardziej w stylu sprawdzianu, to odrzucają piłeczkę do nauczyciela. Tutaj, ze względu na fragmentaryczność można stawiać +/- zamiast ocen. Zamiast piłki można stosować inny miękki przedmiot np kostkę z gąbki itp.
b) w ramach klasówki może być uzupełnianie luk w tekście wierszyka/piosenki
c) chodzi mi po głowie praca w grupach, ewentualne 'zawody', ale jeszcze nie wiem, jak by to można było zrobić.
Punkt a) jest dobry oczywiście do poćwiczenia wymowy, nauczenia się słówek, a ptk b) jeśli jest jakaś reguła do zapamiętania (w formie wierszyka) albo chcemy sprawdzić, czy dzieci potrafią pisać po angielsku.
Wydaje mi się, że przy kółku i siedzeniu w klasie dzieci będą się mniej stresowały, bo to jednak dużo bardziej lajtowe, niż wychodzenie na środek i deklamowanie wierszyka :). Jest tu co prawda trochę miejsca do nadużyć ;) (podpowiadanie, ściągi na ławce/ręce), ale albo można na to przymknąć oko, albo zrobić po żołniersku i przed lekcją przetrzepać ławki, piórniki i ręce ;). Co o tym myślisz?
Dzięki za Twoje pomysły! Pozwolisz, że się do nich odniosę:
Usuńa) bardzo mi się ten pomysł podoba: niesztampowy, wesoły, angażujący! Wypróbuję!
b) to przejdzie tylko w klasach 3, w 1-2 nie ma pisania z głowy. A i w trzecich raczej na zasadzie rozsypanki wyrazowej czy wstawiania podanych wyrazów w luki. To z tego względu, że w piosenkach poza docelowym słownictwem jest też trochę wyrażeń i słówek biernych, których pisowni uczniowie nie muszą znać (ale jest to świetne zadanie na szóstkę na sprawdzianie, wypróbuję!)
c) też mi coś chodzi po głowie. Może festiwal? inscenizacja do piosenki bez śpiewania - takie kalambury?
Witam.
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu śledzę Twojego bloga i muszę przyznać, że już nie raz któryś z postów posłużył mi jako inspiracja do uatrakcyjnienia moich zajęć.
Pracuję w małej szkole na wsi i wiele problemów/dylematów, o których piszesz mnie i moich uczniów po prostu nie dotyczy. Zamiast nich pojawiają się inne, które z kolei nie dotyczą dużych i średnich szkół :)
Jeśli chodzi o ocenianie dzieci w klasach 1-3, to da mnie nie ma dużego problemu, ze względu na to, iż w każdej klasie mam około dziesięciorga dzieci. Po każdym zakończonym dziale robię test, zazwyczaj ten zaproponowany przez wydawnictwo i dołączony do "Książki nauczyciela". Staram się stworzyć atmosferę zabawy, tłumaczę dzieciom, że same siebie sprawdzą, co już potrafią, a nad czym jeszcze muszą popracować. Dzieci tak polubiły testy, że domagają się ich częściej niż jest to zaplanowane ;)
Jeśli chodzi o znajomość słownictwa, piosenek, wierszyków, umiejętność przepisywania słów, a później zdań, to nie muszę robić sprawdzianów, by stwierdzić, że dane dziecko umiejętność opanowało lub nie. Taka ilość dzieci w klasie umożliwia mi sprawdzenie tego poprzez obserwację dzieci w czasie lekcji.
Nie mówiąc o tym, że ocena opisowa również nie stanowi dla mnie dużego problemu (ze względu na ilośc osób w klasie).
Ale, żeby nikt nie pomyślał, że mam za dobrze... ;)
Już wkrótce moja szkoła przestanie istnieć, zostanie przyłączona do innej, większej.
Wielka szkoda, bo, moim zdaniem, małe szkoły (już bardzo rzadko spotykane), pomogłyby wyeliminować wiele problemów, z którymi borykają się duże i średnie szkoły. No i umożliwiają rzeczywistą (nie tylko teoretyczną) indywidualizację pracy. Ale to już chyba temat nie dotyczący tego postu ;)
Cieszę się, że mój blog stanowi inspirację - po to go głównie założyłam :)
UsuńZazdroszczę Ci tych 10 uczniów na lekcji, u mnie średnio w klasach 1-2 jest po 23, a w 3 około 18.
Mam też nauczanie indywidualne - dla niewtajemniczonych: nie korki, tylko normalna nauka w szkole z jednym dzieckiem - (chłopiec z klasy 4), i to jest zupełnie inna jakość.
Bardzo ciekawi mnie specyfika Twojej pracy w małej szkole, odzywaj się częściej, pisz jak różne rzeczy wyglądają z Twojej perspektywy!
Pozdrawiam
Ania
Jak zaczynałam pracę w szkole koleżanki powiedziały mi żeby zbyt surowo nie oceniać młodszych dzieci. Tzn że jest litera odpowiadająca 1 ale żeby starać się nie używać jej zbyt często. Nie jest to dobre podejście.To co napisałaś każdy powinien otrzymać ocenę na jaką zapracował. W młodszych klasach pracowali też inni angliści i zauważyłam że każdy miał trochę inny system oceniania na co dzień. Dotyczy to też wymagań związanych z nauką wierszyków i piosenek. Ja zadawałam od czasu do czasu, najczęściej wierszyki bywało że całej klasie a czasem tylko chętnym. Ale mój kolega maglował całą klasę ze wszystkich wierszyków i piosenek. Uważam, że to jest nieporozumienie, szczególnie że śpiewanie może być jeszcze bardziej stresujące niż recytacja. Podoba mi się pomysł, żeby sprawdzać znajomość poprzez uzupełnianie luk.
OdpowiedzUsuńP.S. Nie wiem czemu ale mój blog w Twojej liście blogów się nie aktualizuje :(
Niektóre blogi też mi się nie chcą aktualizować, nie wiem od czego to zależy...
UsuńA co do surowości - jak ja przyszłam do pracy, to okazało się, że jestem pierwszą panią, która chce dzieciom w klasach 1-3 robić sprawdziany... Wcześniej nie mieli.
Hej, a mogłabyś napisać jak wygląda taki spr w klasach 1-3? układasz je sama, czy bierzesz z TB, ile trwa taki sprawdzian?dzieki za odp bo strasznie mnie to nurtuje :) ola
OdpowiedzUsuń