Umiejętność pisania zeszła na psy
Agata pisała wczoraj o artykule z wp. Czytaliście?
Ja zgadzam się zwłaszcza z punktem mówiącym o fatalnych wynikach prac pisemnych. Teraz na czasie jest communicative approach (choć ostatnio gdzieś tam czytałam, że powoli się od niego odchodzi), a pisanie zostało zepchnięte na szary koniec umiejętności. Widziałam to zwłaszcza, gdy dawałam korepetycje maturzystom - mało kto na poziomie podstawowym umiał sklecić tak prostą formę, jaką przecież jest krótki tekst użytkowy...
Myślę, że częściowo winny jest obecny styl życia, gdzie właściwie mało kiedy w normalnym życiu coś się pisze, a już na pewno nie eseje. Jest to typowa praca szkolna (akademicka), tak więc jej cel pozostaje abstrakcyjny, taka jakby sztuka dla sztuki. Oczywiście daleka jestem od krytykowania konieczności pisania eseju, o nie - świetnie uczy porządkować myśli, przelewania ich na papier itd. itd.
Chodzi mi o to, że nastoletni uczeń nie jest świadomy tego, po co pisze esej, czego to go uczy, a nawet jeśli wie, to nic go to nie obchodzi. W normalnym życiu mało kto pisze esej dla przyjemności. Najczęściej pisze się statusy na fb, potem smsy, później mejle. Niektórzy prowadzą blogi. Może można by było w tym kierunku? W sensie że coś bardziej praktycznego?
Niby krótka forma użytkowa z maturalnej podstawy wychodzi takim potrzebom naprzeciw - ale spójrzmy, co tak naprawdę tam znajdziemy: pocztówki - a kto teraz pisze pocztówki? (ja piszę, ale jestem nieco starsza niż maturzysta); zaproszenie - hm, poza ślubnym nigdy żadnego nie pisałam w normalnym życiu; ogłoszenie - no może częściej spotykana forma, nawet kilka razy pisałam ogłoszenie, ale to dopiero parę lat po maturze; instrukcja - coż, może raczej w formie przepisu? ostatnio gotowanie jest bardzo modne; ankieta / kwestionariusz - na miłość boską, konstruowałam jedynie na studiach na potrzebę pracy dyplomowej; wiadomość / notatka - owszem, myślę, że to jest często spotykana forma, jak i email, który szczęśliwie też figuruje w syllabusie, ale NA TYM KONIEC.
Żeby była jasność - nie jestem zwolennikiem nadmiernych ukłonów w stronę uczniów, polegających na tym, że wszystko realizujemy pod ich styl życia, począwszy od piosenek na lekcjach (dlaczego by nie mieli posłuchać np.Queenu w celu nauki, czy innego współczesnego klasyka), poprzez zmianę lektur na Zmierzchy i inne takie, bo to jest akurat na fali, a skończywszy właśnie na nauce pisania statusów na fejsie. Wszystko, ale z umiarem.
Więc może od czasu do czasu można by było zrobić coś takiego na lekcji? Ja np. w zeszłym roku szkolnym w klasie 6 pisałam z dziećmi smsa; na szczęście mój podręcznik idzie z duchem czasu i proponował kilka takich ćwiczeń.
Patrzę też na problem od strony nauczyciela - powiedzmy, że uczy tylko jedną klasę maturalną - to już ma ok. 30 krótkich form na tydzień do sprawdzenia... A jak chce być rzetelny i zadawać też list, to ma jeszcze i 30 listów, a to już nie jest takie hop-siup. A jeśli co gorsza przygotowuje do rozszerzenia, to jeszcze wpada mu kilka (naście) esejów na 200-250 słów. Niby jest od tego właśnie, żeby to sprawdzać, ale uwierzcie mi, że jeśli ma jakiekolwiek życie poza pracą, to jest to niemożliwością robić co tydzień, zwłaszcza, że ma jeszcze lekcje do przygotowania, ćwiczenia do sprawdzenia i parę innych rzeczy. Można by było zadawać wtedy takie zadania rzadziej, ale właśnie o to chodzi, że im rzadziej, tym gorsze wyniki.
Ciekawi mnie Wasza opinia w tym temacie.
Ja zgadzam się zwłaszcza z punktem mówiącym o fatalnych wynikach prac pisemnych. Teraz na czasie jest communicative approach (choć ostatnio gdzieś tam czytałam, że powoli się od niego odchodzi), a pisanie zostało zepchnięte na szary koniec umiejętności. Widziałam to zwłaszcza, gdy dawałam korepetycje maturzystom - mało kto na poziomie podstawowym umiał sklecić tak prostą formę, jaką przecież jest krótki tekst użytkowy...
Myślę, że częściowo winny jest obecny styl życia, gdzie właściwie mało kiedy w normalnym życiu coś się pisze, a już na pewno nie eseje. Jest to typowa praca szkolna (akademicka), tak więc jej cel pozostaje abstrakcyjny, taka jakby sztuka dla sztuki. Oczywiście daleka jestem od krytykowania konieczności pisania eseju, o nie - świetnie uczy porządkować myśli, przelewania ich na papier itd. itd.
Chodzi mi o to, że nastoletni uczeń nie jest świadomy tego, po co pisze esej, czego to go uczy, a nawet jeśli wie, to nic go to nie obchodzi. W normalnym życiu mało kto pisze esej dla przyjemności. Najczęściej pisze się statusy na fb, potem smsy, później mejle. Niektórzy prowadzą blogi. Może można by było w tym kierunku? W sensie że coś bardziej praktycznego?
Niby krótka forma użytkowa z maturalnej podstawy wychodzi takim potrzebom naprzeciw - ale spójrzmy, co tak naprawdę tam znajdziemy: pocztówki - a kto teraz pisze pocztówki? (ja piszę, ale jestem nieco starsza niż maturzysta); zaproszenie - hm, poza ślubnym nigdy żadnego nie pisałam w normalnym życiu; ogłoszenie - no może częściej spotykana forma, nawet kilka razy pisałam ogłoszenie, ale to dopiero parę lat po maturze; instrukcja - coż, może raczej w formie przepisu? ostatnio gotowanie jest bardzo modne; ankieta / kwestionariusz - na miłość boską, konstruowałam jedynie na studiach na potrzebę pracy dyplomowej; wiadomość / notatka - owszem, myślę, że to jest często spotykana forma, jak i email, który szczęśliwie też figuruje w syllabusie, ale NA TYM KONIEC.
Żeby była jasność - nie jestem zwolennikiem nadmiernych ukłonów w stronę uczniów, polegających na tym, że wszystko realizujemy pod ich styl życia, począwszy od piosenek na lekcjach (dlaczego by nie mieli posłuchać np.Queenu w celu nauki, czy innego współczesnego klasyka), poprzez zmianę lektur na Zmierzchy i inne takie, bo to jest akurat na fali, a skończywszy właśnie na nauce pisania statusów na fejsie. Wszystko, ale z umiarem.
Więc może od czasu do czasu można by było zrobić coś takiego na lekcji? Ja np. w zeszłym roku szkolnym w klasie 6 pisałam z dziećmi smsa; na szczęście mój podręcznik idzie z duchem czasu i proponował kilka takich ćwiczeń.
Patrzę też na problem od strony nauczyciela - powiedzmy, że uczy tylko jedną klasę maturalną - to już ma ok. 30 krótkich form na tydzień do sprawdzenia... A jak chce być rzetelny i zadawać też list, to ma jeszcze i 30 listów, a to już nie jest takie hop-siup. A jeśli co gorsza przygotowuje do rozszerzenia, to jeszcze wpada mu kilka (naście) esejów na 200-250 słów. Niby jest od tego właśnie, żeby to sprawdzać, ale uwierzcie mi, że jeśli ma jakiekolwiek życie poza pracą, to jest to niemożliwością robić co tydzień, zwłaszcza, że ma jeszcze lekcje do przygotowania, ćwiczenia do sprawdzenia i parę innych rzeczy. Można by było zadawać wtedy takie zadania rzadziej, ale właśnie o to chodzi, że im rzadziej, tym gorsze wyniki.
Ciekawi mnie Wasza opinia w tym temacie.
Czytam Cię z przyjemnością, bo każdy tekst uświadamia mi jedno: jak to dobrze, że nauczycielem języka kiedyś byłem, ale od dawna już nie jestem :)
OdpowiedzUsuńNie o taką radość u czytelników mi chodzi, gdy redaguję moje wpisy, ale dobre i to ;) Cieszę się, że mimo wszystko czytasz je z przyjemnością :)
UsuńTaka prawda niestety :( Ja nigdy nie miałam problemu z pisaniem czy to po polsku czy po angielsku bo po prostu lubię pisać :)
OdpowiedzUsuńJa również nie miałam problemów w tej dziedzinie, bo od małego zawsze coś tam pisałam - jakieś "opowiadania", oczywiście pamiętnik w wieku szczenięcym. Może dzięki temu nie miałam też problemu na angielskim z pisaniem, choć przez całe liceum napisałam może z cztery wypracowania?
UsuńJa, mimo, że uczę, to bardzo mało piszę, bo po prostu nie mam takiej potrzeby. Ma to niestety tragiczne skutki, bo wstyd się przyznać, ale moja ortografia zaczyna się cofać do czasów podstawówki (!). Jedyny ratunek to powrót do korzeni i ręczne pisanie w moim przypadku.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o polskie szkoły to mam wrażenie, że niestety system jest zawsze do tyłu względem otaczającego nas świata. Dzieci uczą się wielu rzeczy w domu, a w szkole korzystają z archaicznych 'form': ręczne pisanie, słabe komputery, albo w ogóle ich brak itp. Smuteczek!
Tutaj muszę zaoponować - ręczne pisanie jest niezbędne dla prawidłowego rozwoju mózgu i małej motoryki. Czy miałaś okazję widzieć podręczniki dla klas 1-3 po reformie (czyli te obowiązujące już jakieś 15 lat?) A pamiętasz swoje? W tych po reformie jest naprawdę mało pisania. Czasami wystarczy tylko uzupełnić zdanie jednym wyrazem. Efekty są widoczne już od paru lat - w niemal każdej klasie jest ok. 3 dyslektyków/dysgrafików/. Pamiętam, że gdy ja kończyłam podstawówkę, na wszystkie sześć ósmych klas był tylko jeden dyslektyk / dysgrafik / dysortografik - a pamiętam dlatego, że była to sensacja, że jest ktoś taki, kto się nie umie nauczyć poprawnie pisać. Wszystko to wynika z małej liczby ćwiczeń w pisaniu. Ponadto, nie ma już zeszytów przedmiotowych w klasach 1-3, tzn. nie są obowiązkowe i część nauczycieli ich nie wprowadza. Ja pamiętam, że poza zeszytem przedmiotowym w klasie 1 SP miałam również specjalny zeszyt pt. kaligrafia. Kto dziś pamięta o czymś takim? Szkoła jest ostatnim miejscem, gdzie można ćwiczyć tę sprawność, bo poza szkołą dzieci zwykle piszą tylko na ekranie komputera.
UsuńŹle mnie zrozumiałaś, albo ja nie do końca jasno się wyraziłam ;). Jestem za pisaniem i jak wspomniałam wcześniej, bez ręcznego pisania na dłuższą metę człowiek sam sobie szkodzi (vide mój własny osobisty przykład ;)), ale tak nam się rzeczywistość układa, że piszemy bardzo mało poza szkołą, a ręcznie to już chyba prawie wcale. Pytanie tylko jak teraz to ze sobą pogodzić? Jak to wytłumaczyć młodym ludziom, żeby teraz pisali, a efekty docenią za 10 lat. Może wystarczyłaby zmiana opakowania (tak jak z resztą napisałaś): zamiast rozprawki, polemika na forum/blogu ;)? Forma pewnie dużo krótsza, ale za to bardziej życiowa :D, no i może fora by się ucywilizowały ;)
UsuńA co do szkoły to mnie teraz przeraziłaś. Nie mam w swoim otoczeniu żadnych dzieci w wieku szkolnym, więc nie wiedziałam, że jest aż tak źle, i że w podstawówce się prawie w ogóle nie pisze!
No to teraz się rozumiemy :)
UsuńNiestety, taka smutna prawda z dziećmi z różnymi zaburzeniami i brakami. W każdej klasie jest kilkoro dzieci z tzw. opinią. Nawet uczyłam kiedyś klasę, gdzie równo połowa to były dzieci "z opiniami" (fajne zajęcie na jesienne wieczory - planowanie dostosowań, a potem przeprowadzenie wg nich lekcji, tak żeby wszyscy byli zadowoleni...). Zastanawiam się, na ile te opinie były prawdziwe, a na ile wystawione na nalegania rodzica... Mam też teraz do czynienia z odwrotnym przypadkiem - dziecko ewidentnie zaburzone w jednym aspekcie, a poradnia P-P nie potwierdza tego... :(
tak w temacie pisania, może napiszesz przy okazji coś więcej na temat prowadzenia zeszytów w różnych grupach wiekowych ? Np w 1 kl czy jest i co piszecie, przyznam że zawsze mi szkoda czasu na lekcji na zeszyt i wolę zrobić więcej mówienia i słuchania, ale z drugiej strony pisać też muszą się nauczyć :) Co piszecie w zeszytach, ? Dyktujesz ? :)
OdpowiedzUsuńW klasach 1-3 nie wprowadzam zeszytu przedmiotowego, mam go dopiero od klasy czwartej. Zresztą w klasie pierwszej w pierwszym półroczu dzieci jeszcze wg nowej PP nie muszą umieć pisać, bo dopiero poznają litery i mam w związku z tym zeszyt ćwiczeń z elementami pisania dopiero w drugim semestrze.
UsuńW klasie czwartej prowadzimy regularnie zeszyt, ale pozwoliłam sobie na mały eksperyment i od paru lat nie piszę notatki na tablicy do przepisania do zeszytu. Po pierwsze, dzieci w 4 klasie piszą jeszcze stosunkowo powoli i szkoda mi czekać na lekcji aż napiszą, kiedy można wtedy zrobić coś innego, a po drugie wiele osób przepisywało z błędami angielskie słowa i zdania (a nawet polskie), a potem się tak uczyło z tymi błędami. W związku z tym zaczęłam opracowywać takie krótkie notatki na kompie i po prostu daję im do wklejenia. Czasem, zalezy jak klasa łapie jakiś temat lub nie, uzupełniamy sobie jeszcze te notatki w zeszycie, coś dopisujemy itd. W zeszycie zapisujemy też rozwiązania ćwiczeń z podręcznika. Takie notatki robiłam też do klasy 5 i 6.
Umiejętność pisania dzieci ćwiczą w zeszycie ćwiczeń i podczas prac pisemnych tzn. mejli, opisów, smsów, projektów itp.
studia też zeszły na psy. Właśnie dzwoniło dziewczę z 1 roku fil ang na prywatnej szkole że potrzebuje pomocy, pytałam o książki jakie mają- GRAMMARWAY 3 i Speakout INTERMEDIATE. Komentarz chyba zbędny.
OdpowiedzUsuńGrammarway 3 na I roku filologii???? PORAŻKA.... Czyli Fce V. Evans na pierwszym roku, o czym pisałam w pierwszym poście z serii bulwers to był jednak wysoki poziom....
UsuńNa mojej filologii na pierwszym roku robiliśmy Thomsona/Martineta, Swana, Side'a i Wellmana i CPE V. Evans...
Ja się mogę wypowiedzieć na temat młodszych klas. U mnie dzieci miały zeszyty. Na początku bardziej do rysowania, stopniowo do podpisywania, przepisywania, dawałam im też kserówki do wklejania. Tak jak napisała Ania pisanie zaczynamy w drugim semestrze. Jeśli chodzi o pisanie to zauważyłam, że większość dzieci początkowo cieszy ta umiejętność. Jednak okazuje się, że dla drugo- czy trzecioklasistów napisanie kilku zdań wcale nie jest takie proste. Zauważyłam, że dużo uczniów nie lubiło zadań typu narysuj i opisz czy też wklej obrazek i opisz (typowe w ćwiczeniach New Sparks). Dla sporej ilości dzieci (mimo że znali słownictwo) ułożenie zdań było trudne. Zresztą podobnie jest z mówieniem. Często bardzo chcieli komunikować się pojedynczymi słowami i byli zdziwieni, gdy prosiłam o odpowiedź całym zdaniem :)
OdpowiedzUsuńdziękuję :) muszę sobie wypracować jakąś metodę na zeszyty , jak znajdziecie przypadkiem inspiracje w necie to dajcie znać :)Też pewnie zacznę od kser i przepisywania
OdpowiedzUsuń