Konferencja metodyczno-psychologiczna by Pearson - 08.06.2013
Na początek chciałam was odesłać do czterech postów, które niedawno uaktualniłam:
1) Magic Eye
2) Motywujące nagrody
3) Moja autorska gra
4) Lekcje kulturowe
W sobotę miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji organizowanej przez wyd. Pearson w Katowicach. Była bezpłatna, dlatego postanowiłam poświęcić wolny dzień i spędzić go szkoląc się.
Konferencja składała się z dwóch części - metodycznej i psychologicznej.
Część pierwsza, prowadzona przez Roberta Deana, była absolutnie rewelacyjna. Tytułem sesji było "Our Great Little Island" - oparta miała być na podręczniku, ale Robert poprowadził to w taki sposób, że była uniwersalna. Kilka pomysłów znajdziecie w powyżej zaktualizowanych postach. Ogólnie mówiąc, Robert proponował zabawy służące utrwaleniu czy też powtórzeniu słownictwa. Były one niebanalne, a przede wszystkim proste - łatwe do zapamiętania przez nauczyciela i wymagające minimum przygotowań - właściwie wystarczą same flashcardy.
Robert podpowiedział też, co zrobić z językiem polskim na lekcjach angielskiego, a wierzcie mi - nurtuje mnie to od dłuższego czasu. Na kilku konferencjach / warsztatach spotkałam się już z nauczycielami / lektorami, którzy mówili, że "tylko angielski. Od pierwszej lekcji. Da się to zrobić w każdej grupie wiekowej". Hmmm próbowałam wielokrotnie i u mnie się jakoś nie udawało. Owszem, duża część lekcji prowadzona jest w L2, w szóstej klasie dochodzi do 80%, ale polskiego absolutnie nie dałam rady wykluczyć. Zastanawiałam się, jak oni to robią? Tzn. ci lektorzy / nauczyciele. Jak radzą sobie z dziećmi, np. pierwszakami na pierwszej lekcji we wrześniu, nie mówiąc ani słówka po polsku?? jak wyjaśniają swoje zasady typu nie pijemy na lekcji, nie ma chodzenia do toalety, itd.?? W sumie to to jeszcze mały problem, można pokazać odpowiedni obrazek, ale jak rozwiązują konflikty? jak omawiają umowę przedmiotową? Od razu po angielsku...? Miałam z tego powodu - tzn. z powodu używania L1 - duże wyrzuty sumienia i poczucie bezsilności.
Jak to dobrze, że pojechałam na tę konferencję!! Ktoś, kto jest autorytetem w nauczaniu angielskiego, stwierdził, że nie tylko nie należy unikać L1 na lekcjach j. obcego, ale że jest wręcz niezbędny w przypadku małych dzieci!!! To właśnie powiedział Robert Dean w sobotę. Że L1 zapewnia poczucie bezpieczeńtwa dzieciom na lekcjach j. obcego. Mało tego, Robert zaproponował alternatywną wersję wprowadzania historyjki na lekcji:
1) Przedstawiamy historyjkę w całości po polsku
2) Nauczyciel opowiada historyjkę jeszcze raz, zachęcając uczniów do włączania się i tłumaczenia niektórych zwrotów na L2
3) Nauczyciel i uczniowie opowiadają (a przynajmniej starają się) całą historyjkę po angielsku
Tak BTW, co wy sądzicie o polskim na lekcjach angielskiego w grupach na poziomie A1-A2 i u dzieci??
Kolejny powód, dla którego uważam tę część za bardzo udaną, jest fakt, iż Robert, proponując i wciągając nas do zabawy, nie wprowadził żadnych denerwujących interakcji w parach. Zwykle konferencje prowadzone przez nativów obfitują w wymuszone dialogi i dyskusje z ledwo co poznanymi ludźmi.Taki quasi amerykański luz zaczerpnięty z tanich podręczników dla akwizytorów. Czasami co gorsza zdarzają się też jakieś interakcje naruszające przestrzeń osobistą, jakieś dotykanie, ściskanie... Nienawidzę tego. Zwykle robię dobrą minę do złej gry i udaję, że się świetnie bawię, ale w środku się gotuję (na konferencji w Krk z Carol Read też to było....). Na szczęście tym razem nie było żadnych durnych gadek z dopiero co poznanymi osobami, żadnych uścisków lepkich spoconych dłoni na mej ręce, a za to dużo dobrej zabawy.
Druga część sobotniego spotkania miała charakter psychologiczny i prowadzona była przez p. Beatę Zielińską - Roch(ę/a???) - chyba już kiedyś byłam na wykładzie / warsztatach tej Pani na PASE. Tytuł prezentacji:" Jak zachęcić dzieci do współpracy". Sprowadziło się to do dyskusji o dyscyplinie (mój temat "ulubiony inaczej"). Padło dużo mądrych słów, ale i tak nadal uparcie twierdzę, że są klasy gdzie nic nie pomaga (choć dziś miałam już drugą przyzwoitą lekcję w 1a - jak stan ten utrzyma się dłużej, to podzielę się z wami moim patentem na okiełznanie wstręciuchów).
Wykład dobry, potrzebny i użyteczny, ale raczej dla młodych (stażem) nauczycieli. Myślę, że ci bardziej doświadczeni już stosują metody proponowane przez panią Zielińską - R.
Uczestnicy konferencji otrzymali certyfikat uczestnictwa, wybrany w formularzu rejestracyjnym podręcznik lub TB (szkoda, że były tylko do przedszkoli - co ja z nim teraz zrobię??? Może ktoś z was reflektuje na "My first English Adventure"?) oraz teczkę, notes i długopis - czyli mogę się czuć usatysfakcjonowana ;)
1) Magic Eye
2) Motywujące nagrody
3) Moja autorska gra
4) Lekcje kulturowe
W sobotę miałam przyjemność uczestniczyć w konferencji organizowanej przez wyd. Pearson w Katowicach. Była bezpłatna, dlatego postanowiłam poświęcić wolny dzień i spędzić go szkoląc się.
Konferencja składała się z dwóch części - metodycznej i psychologicznej.
Część pierwsza, prowadzona przez Roberta Deana, była absolutnie rewelacyjna. Tytułem sesji było "Our Great Little Island" - oparta miała być na podręczniku, ale Robert poprowadził to w taki sposób, że była uniwersalna. Kilka pomysłów znajdziecie w powyżej zaktualizowanych postach. Ogólnie mówiąc, Robert proponował zabawy służące utrwaleniu czy też powtórzeniu słownictwa. Były one niebanalne, a przede wszystkim proste - łatwe do zapamiętania przez nauczyciela i wymagające minimum przygotowań - właściwie wystarczą same flashcardy.
Robert podpowiedział też, co zrobić z językiem polskim na lekcjach angielskiego, a wierzcie mi - nurtuje mnie to od dłuższego czasu. Na kilku konferencjach / warsztatach spotkałam się już z nauczycielami / lektorami, którzy mówili, że "tylko angielski. Od pierwszej lekcji. Da się to zrobić w każdej grupie wiekowej". Hmmm próbowałam wielokrotnie i u mnie się jakoś nie udawało. Owszem, duża część lekcji prowadzona jest w L2, w szóstej klasie dochodzi do 80%, ale polskiego absolutnie nie dałam rady wykluczyć. Zastanawiałam się, jak oni to robią? Tzn. ci lektorzy / nauczyciele. Jak radzą sobie z dziećmi, np. pierwszakami na pierwszej lekcji we wrześniu, nie mówiąc ani słówka po polsku?? jak wyjaśniają swoje zasady typu nie pijemy na lekcji, nie ma chodzenia do toalety, itd.?? W sumie to to jeszcze mały problem, można pokazać odpowiedni obrazek, ale jak rozwiązują konflikty? jak omawiają umowę przedmiotową? Od razu po angielsku...? Miałam z tego powodu - tzn. z powodu używania L1 - duże wyrzuty sumienia i poczucie bezsilności.
Jak to dobrze, że pojechałam na tę konferencję!! Ktoś, kto jest autorytetem w nauczaniu angielskiego, stwierdził, że nie tylko nie należy unikać L1 na lekcjach j. obcego, ale że jest wręcz niezbędny w przypadku małych dzieci!!! To właśnie powiedział Robert Dean w sobotę. Że L1 zapewnia poczucie bezpieczeńtwa dzieciom na lekcjach j. obcego. Mało tego, Robert zaproponował alternatywną wersję wprowadzania historyjki na lekcji:
1) Przedstawiamy historyjkę w całości po polsku
2) Nauczyciel opowiada historyjkę jeszcze raz, zachęcając uczniów do włączania się i tłumaczenia niektórych zwrotów na L2
3) Nauczyciel i uczniowie opowiadają (a przynajmniej starają się) całą historyjkę po angielsku
Tak BTW, co wy sądzicie o polskim na lekcjach angielskiego w grupach na poziomie A1-A2 i u dzieci??
Kolejny powód, dla którego uważam tę część za bardzo udaną, jest fakt, iż Robert, proponując i wciągając nas do zabawy, nie wprowadził żadnych denerwujących interakcji w parach. Zwykle konferencje prowadzone przez nativów obfitują w wymuszone dialogi i dyskusje z ledwo co poznanymi ludźmi.Taki quasi amerykański luz zaczerpnięty z tanich podręczników dla akwizytorów. Czasami co gorsza zdarzają się też jakieś interakcje naruszające przestrzeń osobistą, jakieś dotykanie, ściskanie... Nienawidzę tego. Zwykle robię dobrą minę do złej gry i udaję, że się świetnie bawię, ale w środku się gotuję (na konferencji w Krk z Carol Read też to było....). Na szczęście tym razem nie było żadnych durnych gadek z dopiero co poznanymi osobami, żadnych uścisków lepkich spoconych dłoni na mej ręce, a za to dużo dobrej zabawy.
Druga część sobotniego spotkania miała charakter psychologiczny i prowadzona była przez p. Beatę Zielińską - Roch(ę/a???) - chyba już kiedyś byłam na wykładzie / warsztatach tej Pani na PASE. Tytuł prezentacji:" Jak zachęcić dzieci do współpracy". Sprowadziło się to do dyskusji o dyscyplinie (mój temat "ulubiony inaczej"). Padło dużo mądrych słów, ale i tak nadal uparcie twierdzę, że są klasy gdzie nic nie pomaga (choć dziś miałam już drugą przyzwoitą lekcję w 1a - jak stan ten utrzyma się dłużej, to podzielę się z wami moim patentem na okiełznanie wstręciuchów).
Wykład dobry, potrzebny i użyteczny, ale raczej dla młodych (stażem) nauczycieli. Myślę, że ci bardziej doświadczeni już stosują metody proponowane przez panią Zielińską - R.
Uczestnicy konferencji otrzymali certyfikat uczestnictwa, wybrany w formularzu rejestracyjnym podręcznik lub TB (szkoda, że były tylko do przedszkoli - co ja z nim teraz zrobię??? Może ktoś z was reflektuje na "My first English Adventure"?) oraz teczkę, notes i długopis - czyli mogę się czuć usatysfakcjonowana ;)
Ja też używam L1 i czasem odczuwałam z tego powodu dyskomfort. Ale według mnie szczególnie w szkole publicznej ciężko jest tego uniknąć zwłaszcza u najmłodszych. Polski jest przydatny jak wspomniałaś np przy objaśnianiu zasad. Zdarza się też, że słabsze dzieci zwyczajnie nic nie rozumieją a to rodzi frustrację i poczucie, że są do niczego.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie się zgadzam, z tym, że "praca" w parach na szkoleniach dla nauczycieli męczy. Poza tym co napisałaś, że jest to wymuszone dodatkowo jak dla mnie często ćwiczenia są infantylne ;)
Cieszę się, ze masz podobne przemyślenia. Myślałam, że tylko ja mam takie odczucia co do interakcji w parach na konferencjach ;)
Usuń